wtorek, 21 maja 2013

Chapter 4.

Wróciłam do domu po piątej nad ranem.Zrzuciłam ubrania,które miałam na sobie i poszłam pod prysznic. Pod piętnastu minutach otulona białym ręcznikiem szukałam w szafie piżamę.Wciągnęłam na siebie za dużą bluzkę i spodenki. Przysłoniłam okna i wskoczyłam na łóżko szczelnie się przykrywając kołdrą. Obudziłam się kilka godzin później,przez dźwięk dzwoniącego telefonu. Przetarłam oczy i usiadłam na łóżku łapiąc w dłoń telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i pomimo tego,że miałam ochotę zabić Karima,odebrałam.
-Czego? - warknęłam przykrywając głowę poduszką
-Co czego, co czego Cassas! - powiedział do słuchawki - jak w każdy weekend obdzwaniam wszystkich przyjaciół
-I co związku z tym Benzema?
-I dzwonię do Ciebie zapytać się jak drugi dzień w nowym mieście.
-Dzień jak co dzień tylko,że w innym miejscu - sapnęłam - Wczoraj wieczorem zabalowałam u chłopaków z Malagi i właśnie odsypiam noc.
-U kogo?
-Alarcón
-Przez Ciebie przegrałem zakład smarku - jęknął
-Jaki zakład?
-Alba obstawiał,że poznasz kogoś z tamtych i pójdziesz na balety.
-Karim - wydarłam się do słuchawki - idźcie się obaj leczyć, ale wiesz co? na nogi,bo na głowę już dawno za późno - rozłączyłam się. Ziewnęłam i opadłam na poduszki. Przetarłam oczy piąstkami obracając się na drugą stronę zasnęłam.


Ostatecznie wstałam przed osiemnastą, zwlokłam się z łóżka i podążyłam do kuchni. Stanęłam przy otwartej lodówce, w której i tak nic nie było. Zamknęłam ją zrezygnowanie, gładząc dłonią brzuch,który domagał się jedzenia. Wróciłam na piętro i od razu skierowałam się do łazienki. Zdjęłam piżamę i wzięłam prysznic. Po dziesięciu minutach stałam przed lustrem wycierając ręcznikiem mokre włosy. W puchatym szlafroku weszłam do pokoju.Otwarłam szafę i wyjęłam z niej czerwono-białą bluzkę i jeansowe spodenki. Usłyszałam dzwonek do drzwi,więc szybko nałożyłam na siebie przyszykowane ubrania.Zbiegłam po schodach o mały włos nie potknęłam się o dywan,który znajdował się w przedpokoju.Przekręciłam kluczyk i otwarłam drzwi. Przede mną stał Isco z dwiema pełnymi torbami. Patrząc na niego zdziwiona wpuściłam go do środka. Wyminął mnie i poszedł do kuchni. Zatrzasnęłam drzwi i podążyłam za nim. Wskoczyłam na blat półwyspu kiedy to on zaczął rozpakowywać zakupiony towar. Kiedy skończył wyjął z szafki dwie szklanki i rozlał do nich sok pomarańczowy. Ujęłam w dłoniach szklankę. Upiłam kilka łyków stawiając ją z powrotem na półwyspie. Patrzyłam na niego skrobiąc paznokciem ciemny blat.
-Dziękuję - mruknęłam pod nosem
-Od wdzięczysz się kiedyś - machnął ręką -zresztą masz specjalne zaproszenie od mamy na jej paellę.
-dziękuje,ale nie mogę
-wiedz,że poruszy niebo i ziemię,jeśli nie przyjdziesz
-cóż będzie musiała - wzruszyłam ramionami - widzisz te kartony? - wskazałam palcem na pudła - same się nie rozpakują. Innym razem naprawdę
-serio? - wyjął z kieszeni komórkę i zaczął coś na niej klikać - napiszę Tulio sms,że nie przyjdziemy. Zamówimy coś do żarcia i dajemy się do roboty - powiedział uśmiechając się spod telefonu.
-my? -zdziwiłam się
-no a kto? - odłożył komórkę na blat kuchenki - nie zostawię Cię samej
-Wiesz,jednak wolę iść na tę kolację -wstałam z zamiarem zeskoczenia na podłogę - jestem strasznie głodna, a kartony mogą zaczekać
-za późno teraz musimy zostać - odczytał wiadomość -Mama twierdzi,że nie tak mnie wychowała,żebym nie pomógł młodej sąsiadce.
-uh Isco! już Cię nie lubię - zeskoczyłam i stanęłam przed nim - najpierw proponujesz mi paellę twojej mamy,a teraz odmawiasz mi! - wbiłam mu palec w żebra
-jeszcze polubisz i nawet nie spostrzeżesz kiedy - uniósł jedną brew
-bredzisz Alarcón - sapnęłam, rzucając mu pudło - skoro masz zamiar mi pomóc to otwórz to.

od autorki: Cześć,dodaję kolejny rozdział i no niestety lecę się uczyć na PO.  / mała oglądalność i wgl.

2 komentarze:

  1. Ciekawość mnie zżera, co będzie dalej. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. tak jak u koleżanki powyżej mnie też zżera ciekwaość ;)
    Czekam na kolejny ;p

    OdpowiedzUsuń