środa, 29 maja 2013

Chapter 5.

Dni mijały mi w spokoju i błogim lenistwie. Większość czasu spędzałam w towarzystwie chłopaków z drużyny,bądź samym Isco. Co nie obeszło uwadze Lucasowi,który wściekał się za każdym razem,gdy nie zabieraliśmy go na imprezy,bądź na spacery. Przez ten cały czasu staliśmy się sobie bliscy.Dzisiaj mija dokładnie trzeci tydzień odkąd zamieszkałam w Maladze. Dzięki pomocnikowi poznałam uroki tego miasta dniem jak i również nocą. Pokazał mi wiele ciekawych miejsc,w które na pewno zabiorę chłopaków kiedy tylko przydarzy się jakakolwiek okazja wyjechania na kilka dni z Madrytu jak i Barcelony. Jakiś czas temu zawitałam na miejscową uczelnię, w której miałam studiować fizjoterapię. Jednak nie poszłam tam sama, uparty jak osioł Piazon twierdził,że powinien pójść ze mną, a przy okazji zobaczy uniwersytet. Raczej dziewczyny,które zjechały się z całego kraju już trzy tygodnie przed rozpoczęciem semestru. Nie długo po tym przyszły do mnie dokumenty z sprzedaży mieszkania w Barcelonie i wiadomością od rodziców,że całą sumę ze sprzedaży nieruchomości została przelana na konto bankowe. Więc mogłam śmiało powiedzieć,że na moje osobiste konto wpłynęła dość spora suma pieniędzy. Siedziałam przed telewizorem wpieprzając czwartą pod rząd czekoladę myśląc nad dalszym życiem w Maladze, dostałam sms. Sięgnęłam ręką na stolik po komórkę.
ISCO :) :'Przyjdź do parku za 10 min.'
Biegiem poszłam do łazienki,włosy spięłam w koński kucyk. Ubrałam niebieską bluzę,spodnie jeansowe i białą bluzę z napisem i szybko wyszłam z domu zamykając je. Kluczyki wrzuciłam do torby. Po pięciu minutach byłam już na miejscu,mimo że było przed czasem on już na mnie czekał.
-Co się stało?- zapytałam zdyszana siadając koło niego na ławce
-Twierdziła,że jedzie do rodziców - wyszeptał zaciskając pięści - Widziałem ich za miastem kiedy wracałem z winnicy dziadka.
-Kogo?
-Dolores i ... - wycedził przez zęby - i Pedro. Zaplanowali to.
I nagle mnie olśniło, jak grom z jasnego nieba! Impreza w domu Isco, pokój naprzeciw łazienki z której wychodziłam. Rozmowa owej dwójki i słowa Dolores. 'powiem Isco,że jadę do rodziców' Właśnie był weekend, weekend, w którym oboje wyjechali z miasta myśląc tylko o sobie, nie o osobie,którą teraz w tej chwili krzywdzą najbardziej. Usiadłam blisko niego , chwytając jego trzęsące się dłonie .
-na twojej imprezie,usłyszałam przypadkiem ich rozmowę - powiedziałam czekając na jego reakcję -przepraszam,że teraz dopiero o tym mówię..
-nie przepraszaj - rzucił patrząc w oczy - między mną i Dori nie układało się jak powinno już od kilku miesięcy. Pamiętasz jak wywróciłaś się na balkonie? - zapytał,potrząsnęłam twierdząco głową - Kilka godzin wcześniej zastałem ją w jej mieszkaniu z Pablo, chyba nie muszę dokańczać co robili?
-nie musisz,domyślam się
-wtedy już chciałem z nią zerwać wszelkie kontakty - zaśmiał się pod nosem - ale jej wybaczyłem i to był błąd.
-Isco? - oparłam się o ławeczkę - serio moge Ci coś powiedzieć?
-Wal śmiało
-Nie znam Dori tak długo jak Ty czy Lucas..
-Lucas jest tutaj dopiero rok - wtrącił się
-Wiem,ale nie do tego dążę. Nie znam jej tak długo,ale sądząc o tym co powiedział mi Piazon to niezła z niej grzybiarka*. Dorabiała Ci rogi nawet wtedy,gdy byliście na różnych imprezach.
-Słyszałem w szatni od chłopaków - zatarł dłonie - sęk w tym,że Dominquez pieprzył moją dziewczynę,która przede mną twierdziła,że chce być czysta do ślubu!
-Ma tupecik dziewucha - wypuściłam z ust powietrze - kochasz ją prawda? - skrzyżowałam dłonie na klatce piersiowej
-Nie
-To czemu z nią jesteś? - zdziwiłam się
-Sam nie wiem, znamy się od dziesięciu lat,od czterech lat jesteśmy, raczej byliśmy parą, z czasem to uczucie gasło. A teraz? - spojrzał na mnie - jestem przy niej z przyzwyczajenia, nic więcej.
Bez zastanowienia wstałam wyciągając w jego stronę dłoń.
-Skoro ona zabawia się z twoim przyjacielem to dlaczego Ty nie możesz zabawić się ze mną?
- Gin co masz na myślisz? - podniósł głowę patrząc zimnymi kasztanowymi oczami,które poważnie spoglądały na mnie
-Imprezę kochaniutki - pociągnęłam go w stronę domku -Trzeba zapić smutki.


Spotkaliśmy się z chłopakami w La Rosas. Isco od razu na wejściu zamówił na początek butelkę wódki i od razu poszliśmy do loży,która była specjalnie zamówiona dla naszej skromnej dziesiątki. Usiadłam między Alarcónem, a Recio,który w dziwnych okolicznościach przyleciał aż z Grenady do Malagi tylko po to aby poimprezować z przyjaciółmi. Jak sam twierdził z obecnymi kolegami z klubu nie potrafi pić i wolał tłuc się kilkaset kilometrów specjalnie po to aby zabalować w stary a jakże oryginalny sposób.
-brakuje jeszcze Lucasa - powiedział jeden z zawodników. I rzeczywiście w naszym towarzystwie brakowało jedynie samego Lucasa,który za pewne ugania się za jakąś panienką. Kelner w mig przyniósł nasze zamówienie, Recio natychmiastowo rzucił się na butelkę z przeźroczystym napojem rozlewając go do kieliszków.
-Zdrowie Panowie! - krzyknął Portilla,spojrzawszy na mnie i moje przymrużone oczy szybko się poprawił - i Panienki!
-Bo na rozum juz za późno? - usłyszeliśmy za sobą młodego Brazylijczyka.
-Na twój na pewno - odgryzłam się.Wszyscy roześmiali się, zabrałam z stołu pełen kieliszek podałam Lucasowi. Niedługo po pierwszej kolejce chłopaki zamówili następną i następną. Trunek działał na nas niczym narkotyk. Widziałam jak Isco po piątej kolejce zaczyna wylewać wódkę do niewielkiego wazoniku,który stał na stole tak aby chłopaki nie zorientowali się co robi z trunkiem wlewał sobie do kieliszka wodę niegazowaną.Nie przejmowałam się niczym po prostu robiłam to co chciałam bez umiaru. Złapałam do rąk kolejnego kieliszka tego wieczoru, razem z Recio i Lucasem stuknęliśmy nawzajem szkło. Jednym duszkiem wypiłam całą zawartość. Skrzywiłam się. Wstając, potknęłam się o nogi Isco. Zaśmiał się krótko, trzymając mnie w pasie.
-widzę,że komuś szumi - burknął patrząc na moją zaczerwienioną twarz
-szumi woda w morzu - odparłam
- zatańczymy?
-nie mam nic przeciwko - uśmiechnęłam się wstając z jego kolan. Muzyka dudniła mi w uszach,ale mimo tego nie potrafiłam mu odmówić.Hiszpan złapał mnie za dłoń prowadząc na parkiet.Kilka piosenek i mogłam stwierdzić,że Alarcón jednak jest znakomitym tancerzem. Po raz kolejny tego wieczoru obrócił mnie wokół własnej osi.Dobrze się bawiliśmy z czasem oboje stawialiśmy coraz bardziej odważniejsze kroki.Nasze ciała poruszały się w ten rytm,w nasz własny rytm na,którego nikt nie zwracał uwagi. W pewnym momencie obrócił mnie do siebie przodem,niepewnie ciągnąc mnie w swoją stronę. Nachylił się.
-Lo siento* Gin. - powiedział cicho ujmując moją twarz w dłonie i pocałował. Serce zaczęło mi bić jak szalone,momentalnie oddech przyspieszył,a mój świat zaczął się kręcić. Rozkoszując się jego miękkimi ustami. Isco przysunął mnie bliżej siebie nie przestając całować. Nasze języki połączyły się w tańcu, jego lewa dłoń delikatnie gładziła moje plecy. Moje zaś spoczywały spokojnie na jego torsie. Jednakże z chwilą odezwał się rozsądek. Oderwałam się od niego, ocierając kąciki ust, spojrzałam na niego.
-Nie,Isco - westchnęłam cicho - my nie możemy.
Stałam przed nim,oddychając coraz płytszej. W końcu zatrzymałam oddech i zagryzając wargę, dopiero teraz zauważyłam zakłopotanie na jego twarz.
-Boże, Gin. - powiedział zachrypniętym głosem - Przepraszam - wyminął mnie i udał się w stronę loży, skąd zabrał swoją skórzaną kurtkę i wyszedł. Zostawił mnie samą na środku parkietu.



*grzybiarka innym słowem dziw*a. :)
*Lo siento - przepraszam.


od Autorki: Z opóźnieniem ale jest! tak więc jest moc, dopiero teraz mam nadzieję,będę mieć czas na napisanie kolejnego rozdziału. Piona!

wtorek, 21 maja 2013

Chapter 4.

Wróciłam do domu po piątej nad ranem.Zrzuciłam ubrania,które miałam na sobie i poszłam pod prysznic. Pod piętnastu minutach otulona białym ręcznikiem szukałam w szafie piżamę.Wciągnęłam na siebie za dużą bluzkę i spodenki. Przysłoniłam okna i wskoczyłam na łóżko szczelnie się przykrywając kołdrą. Obudziłam się kilka godzin później,przez dźwięk dzwoniącego telefonu. Przetarłam oczy i usiadłam na łóżku łapiąc w dłoń telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i pomimo tego,że miałam ochotę zabić Karima,odebrałam.
-Czego? - warknęłam przykrywając głowę poduszką
-Co czego, co czego Cassas! - powiedział do słuchawki - jak w każdy weekend obdzwaniam wszystkich przyjaciół
-I co związku z tym Benzema?
-I dzwonię do Ciebie zapytać się jak drugi dzień w nowym mieście.
-Dzień jak co dzień tylko,że w innym miejscu - sapnęłam - Wczoraj wieczorem zabalowałam u chłopaków z Malagi i właśnie odsypiam noc.
-U kogo?
-Alarcón
-Przez Ciebie przegrałem zakład smarku - jęknął
-Jaki zakład?
-Alba obstawiał,że poznasz kogoś z tamtych i pójdziesz na balety.
-Karim - wydarłam się do słuchawki - idźcie się obaj leczyć, ale wiesz co? na nogi,bo na głowę już dawno za późno - rozłączyłam się. Ziewnęłam i opadłam na poduszki. Przetarłam oczy piąstkami obracając się na drugą stronę zasnęłam.


Ostatecznie wstałam przed osiemnastą, zwlokłam się z łóżka i podążyłam do kuchni. Stanęłam przy otwartej lodówce, w której i tak nic nie było. Zamknęłam ją zrezygnowanie, gładząc dłonią brzuch,który domagał się jedzenia. Wróciłam na piętro i od razu skierowałam się do łazienki. Zdjęłam piżamę i wzięłam prysznic. Po dziesięciu minutach stałam przed lustrem wycierając ręcznikiem mokre włosy. W puchatym szlafroku weszłam do pokoju.Otwarłam szafę i wyjęłam z niej czerwono-białą bluzkę i jeansowe spodenki. Usłyszałam dzwonek do drzwi,więc szybko nałożyłam na siebie przyszykowane ubrania.Zbiegłam po schodach o mały włos nie potknęłam się o dywan,który znajdował się w przedpokoju.Przekręciłam kluczyk i otwarłam drzwi. Przede mną stał Isco z dwiema pełnymi torbami. Patrząc na niego zdziwiona wpuściłam go do środka. Wyminął mnie i poszedł do kuchni. Zatrzasnęłam drzwi i podążyłam za nim. Wskoczyłam na blat półwyspu kiedy to on zaczął rozpakowywać zakupiony towar. Kiedy skończył wyjął z szafki dwie szklanki i rozlał do nich sok pomarańczowy. Ujęłam w dłoniach szklankę. Upiłam kilka łyków stawiając ją z powrotem na półwyspie. Patrzyłam na niego skrobiąc paznokciem ciemny blat.
-Dziękuję - mruknęłam pod nosem
-Od wdzięczysz się kiedyś - machnął ręką -zresztą masz specjalne zaproszenie od mamy na jej paellę.
-dziękuje,ale nie mogę
-wiedz,że poruszy niebo i ziemię,jeśli nie przyjdziesz
-cóż będzie musiała - wzruszyłam ramionami - widzisz te kartony? - wskazałam palcem na pudła - same się nie rozpakują. Innym razem naprawdę
-serio? - wyjął z kieszeni komórkę i zaczął coś na niej klikać - napiszę Tulio sms,że nie przyjdziemy. Zamówimy coś do żarcia i dajemy się do roboty - powiedział uśmiechając się spod telefonu.
-my? -zdziwiłam się
-no a kto? - odłożył komórkę na blat kuchenki - nie zostawię Cię samej
-Wiesz,jednak wolę iść na tę kolację -wstałam z zamiarem zeskoczenia na podłogę - jestem strasznie głodna, a kartony mogą zaczekać
-za późno teraz musimy zostać - odczytał wiadomość -Mama twierdzi,że nie tak mnie wychowała,żebym nie pomógł młodej sąsiadce.
-uh Isco! już Cię nie lubię - zeskoczyłam i stanęłam przed nim - najpierw proponujesz mi paellę twojej mamy,a teraz odmawiasz mi! - wbiłam mu palec w żebra
-jeszcze polubisz i nawet nie spostrzeżesz kiedy - uniósł jedną brew
-bredzisz Alarcón - sapnęłam, rzucając mu pudło - skoro masz zamiar mi pomóc to otwórz to.

od autorki: Cześć,dodaję kolejny rozdział i no niestety lecę się uczyć na PO.  / mała oglądalność i wgl.

poniedziałek, 13 maja 2013

Chapter 3

Spojrzałam na zegarek, było za kwadrans dziewiąta,więc niedługo powinien przyjechać Francisco. Podeszłam do lustra i po raz ostatni spojrzałam w nie poprawiając kraciastą koszulę. Z najwyższej szuflady komody wyjęłam biały zegarek,który odstałam od Alby.Gdy wychodziłam z pokoju usłyszałam dzwonek, zbiegłam na parter zabierając po drodze torebkę. Stanęłam przy drzwiach po raz setny tego wieczora poprawiłam włosy i otwarłam je. Stał tyłem do mnie, ale gdy tylko otworzyłam gwałtownie się odwrócił uśmiechając się.
-ślicznie wyglądasz - podszedł do mnie całując mnie w policzek - idziemy?
-tak,tak - odparłam.Przeszliśmy przez ulicę,w tym czasie wyjął z kieszeni kluczyki do terenowego Audi.Usiadłam po stronie pasażera,zamykając pas.Patrzyłam jak siada obok,odpala samochód i w między czasie zapina pas.Pokiwałam głową włączając radio. Mknęliśmy przez ulicy Malagi w ciszy dopiero,gdy zatrzymał się na czerwonym świetle ściszył nieco radio. Odwracając głowę w moją stronę, lewą rękę miał na drążku, a prawą kurczowo trzymał kierownicę.Czułam jak policzki nabierając koloru purpurowego mimo,że nic nie mówił, tylko patrzył.
- Nikt do tej pory nie zjawiał się tak nagle w tym domu - odparł
-Ojciec uważa,że to miasto nie ma przyszłości. - odpowiedziałam - Zielone,jedź. - dodałam klepiąc go delikatnie w dłoń.
-Skoro nie ma przyszłości, to co Ty tutaj robisz?
-Od października zaczynam studiować.
-A studia w Barcelonie? - spojrzał na mnie z ukosa - tam przecież są lepsze uniwersytety.
-Barcelona to nie moje miasto. - przetarłam dłonie - W Madrycie nie chciałam,bo Karim by mnie ciągle ponaglał, a w Barcelonie Jordi. Więc i oto jestem. - zatrzymał się przed domem. - więc teraz ty powinieneś przestawić mi twój życiorys.
-Cóż - wysiadł, by po chwili otworzyć mi drzwi - jestem piłkarzem, na co dzień trenuję, pilnuję nie tylko Tulio,ale i Lucasa i cała resztę. W weekendy zazwyczaj spędzam przed telewizorem,albo o jak teraz wpadam na różne imprezy. - uśmiechnął się prowadząc mnie pod ramię. - Benzema to twój chłopak? - zapytał otwierając mi drzwi z którego dudniła głośna muzyka
-Karim? - zaśmiałam się pod nosem - Dzięki Bogu to tylko przyjaciel.


Razem z Francisciem szliśmy właśnie w stronę ogrodu,gdzie miała się zjawić cała drużyna Malagi. Z tego co zdążyłam wyciągnąć od chłopaka to to,że dziś świętujemy kolejne zwycięstwo w rozpoczętym sezonie. Szłam w milczeniu rozglądając się po bokach.
-Są - oznajmił schodząc po schodkach do ogrodu. Szybko podszedł,aby przywitać się ze swoimi kolegami.Po chwili dołączyłam do niego i nieśmiało uśmiechnęłam się w stronę piłkarzy.
-Hej! - powiedziałam do grupki roześmianych zawodników.Wszyscy spojrzeli na mnie.Jednak Lucas,z którym zapoznałam się w moim ogrodzie ,zaczął machać rękami zapraszając do siebie,gdy tylko skończyłam swoją oficjalną prezentację.Piazon jak przystało na współgospodarza imprezy postanowił mnie przedstawić.Zanim jeszcze zaczął swój wywód został odciągnięty na bok przez Isco,który oznajmił mu,że idzie po Dolores,która właśnie przyjechała. Lucas podbiegł do mnie łapiąc mnie za dłoń,zaczął przedstawiać mnie każdemu z osobna. Po kolei podawałam każdemu dłoń z uśmiechem na ustach powtarzając tą samą regułkę 'Gin, miło mi' Na sam koniec podeszliśmy do chłopaka,który właśnie w tym momencie przyszedł. Nie za wysoki,z czekoladową karnacją,z ciemnymi oczami i wielkim uśmiechem na ustach.
-Pedro Dominguez - uchwycił moją dłoń i złożył na niej delikatny całus.
-Gin - powiedziałam i uśmiechnęłam się do chłopaka - miło mi.
-Mnie również -powiedział dalej trzymając moją dłoń -Jesteś dziewczyną Piazona? - spytał szukając wzrokiem Lucasa,który poszedł po coś do picia
-Znajoma Isco - odpowiedziałam, delikatnie próbując uwolnić dłoń. Po chwili pojawił się obok wspominany chłopak.
- Dominguez , a Ty czego? - spojrzał na niego groźnie, podając mi szklankę z sokiem.
-Przywitać się nie można, końcu to znajoma mojego przyjaciela. - prychnął patrząc wprost w moją twarz. - Piazon. - warknął odchodząc.
Nie skomentowałam tego. Ich niechęć do siebie wzięła górę. Pomocnik zaproponował mi,żebyśmy się przyłączyli do samotnego Portill'a. Usiadłam pomiędzy nimi,którzy od razu zaczęli żwawo opowiadać o jakieś zwariowanej historii rodem z ich szatni. Od ponad dwóch godzin siedziałam z nimi sącząc sok i co chwilę wybuchając donośnym śmiechem,tak aby zawodnicy odwracali się i komentowali zachowanie dwóch kolegów z klubu,którzy właśnie zdradzali mi ich tajemnice z szatni. Przy wejściu do środku zobaczyłam Francisca do,którego podchodziła drobna blondynka,łapiąc go za dłoń. Powiedziała mu kilka słów, milczał. Chciała również pocałować ale odwrócił głowę w moją stronę. Uśmiechnął się blado wyswobadzając swoją dłoń z jej, podszedł do nas.
-Widzę,że bajerują Cię na historyjki z naszej szatni - usiadł naprzeciw mnie
-Chyba masz rację, od godziny opowiadają mi to samo- mruknęłam jak najciszej potrafiłam tak,aby nie usłyszeli. - Francisco proszę powiedź mi gdzie toaleta, Ci wariaci nie chcą mi pokazać. - szturchnęłam łokciem roześmianego Lucasa.
-Na górze, po lewej stronie - powiedział zabierając mi z rąk szklankę - powinnaś trafić bez problemu.
Przeprosiłam chłopaków i podążyłam wskazówkami Isco. Weszłam na pierwsze piętro i od razu odnalazłam WC, pognałam szybko do środka. Załatwiłam swoje potrzeby,odkręciłam kurek z wodą i przemyłam dłonie,które lepiły mi się od gierki,którą wymyślił Portilla. Uniosłam głowę spoglądając w lustro, poprawiłam spadające włosy. Wytarłam dłonie w malutki ręczniczek i wyszłam na korytarz. Przechodziłam obok pokoju z którego wydobywała się rozmowa. Przeszłam,ale jednak moje przeczucia wzięła górę i wróciłam się. Zobaczyłam Dolores w czułych objęciach Pedro,który stał oparty o szafkę.
-w następny weekend - szepnęła - powiem Isco,że jadę do rodziców.
-a jak nie uwierzy? - powiedział między pocałunkami
-uwierzy jest naiwny - ujęła jego twarz w dłonie i spojrzała mu w oczy - przysięgam nigdy go nie zapomnisz - powiedziała wpijając się w jego usta.
Zamrugałam klika razy zdając sobie sprawę z tego,że właśnie byłam świadkiem rozmowy dwójki ludzi co gorsza, oboje zdradzali swojego przyjaciela. On,bo był jego przyjacielem. Ona,bo przysięgała mu,że Dominguez nic dla niej nie znaczy.


od Autorki: no i mamy mistrzów Hiszpanii! Wielbiona Barcelona ma puchar,na który walczyliśmy  cały sezon. Teraz czas na oglądanie mistrzowskiej fiesty z ich udziałem. a Wam? Wam zostawiam kolejny rozdział.

poniedziałek, 6 maja 2013

Chapter 2.

Zabrałam z przedpokoju torby i poszłam po schodach na górę. Weszłam do pierwszego lepszego pokoju, który od razu mi się spodobał. Wszystko razem idealnie ze sobą współgrało. Czerwono-szare ściany, jasne panele a na nich puchaty biały dywanik, jedna wielka czarna szafa i komoda nad którą wisiało niewielkie lustro, wyglądało idealnie. Położyłam na ziemi bagaże, podeszłam do okna. Odsłoniłam firanki wpuszczając do środka światło księżyca. Otworzyłam drzwi balkonowe, zostawiając je uchylone. Wróciłam się po torby, położyłam je na satynowej pościeli. Otworzyłam największa z nich wyciągając z niej wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, zaniosłam do łazienki dwie kosmetyczki. Wyjęłam z torby niebieską bokserkę, ciemne sportowe spodenki i bieliznę,którą położyłam na łóżku. Poszłam do łazienki biorąc do ręki ogromny biały ręcznik. Weszłam pod prysznic, gorąca woda spływała po moim ciele dając mi chwilę wytchnienia. Oparłam się o zimne kafelki, zamknęłam oczy i czując ciepłe krople na sobie uśmiechnęłam się pod nosem. Sięgnęłam ręką po malinowy żel i zaczęłam się myć. Po piętnastu minutach wywlekłam się z łazienki w samym ręczniku świeża, czysta i pachnąca. Chwyciłam do rąk szczotkę i rozczesałam mokre włosy.Zeszłam do kuchni i zaparzyłam sobie herbatę.To była jedyna rzecz,która została po ostatniej wizycie w tym domu.Zabrałam szklankę z naparem i wróciłam do siebie. Spokojnie usiadłam na łóżku.Wzięłam na kolana laptopa, po czym zaczęłam odwiedzać wszystkie swoje ulubione strony.
-bynajmniej Dominguez nie kłamie-usłyszałam męski głos
-bo to twój przyjaciel-syknęła drobna blondynka,odłożyłam laptopa, wstałam i podeszłam do okna-dobrze wiedział w co się plącze.
-ufałem wam,ufałem!-warknął i zadał cios w ścianę-wykorzystaliście chwilę nieuwagi i proszę!
-Francisco ciszej- dotknęła jego policzka-sąsiedzi usłyszą.
-co? że zdradziłaś mnie z moim przyjacielem? -odtrącił jej dłoń, w tym momencie chciałam zamknąć drzwi, ale jak na nieszczęście potknęłam się o doniczkę fikusa.Upadłam jak długa na ziemię, wstałam i zobaczyłam,że owa dwójka patrzy w moją stronę.Brunet z lekkim zarostem uśmiechnął się kiedy podniosłam wielką donicę.
-Przepraszam.. - rzuciłam szybko zamykając drzwi, zasłoniłam okno.


Obudziłam się koło południa. Był słoneczny, letni dzień. Stanęłam przy oknie i wpatrywałam się w błękitne niebo. Nie mogłam zmarnować całego popołudnia,więc szybko ubrałam się i przygotowywałam do wyjścia. Nie miałam żadnych znaczących planów,nic konkretnego.Zamknęłam furtkę i ruszyłam w poprzek ulicy. Wczoraj widziałam na rogu ulicy wejście do parku,który był niedaleko.Szłam wolnym krokiem z głową spuszczoną w dół. Nuciłam sobie pod nosem kawałek jakiejś piosenki, którą zarazili mnie chłopacy i co chwilę nerwowo poprawiałam swoje długie włosy.Miałam sobie za złe to,że wczoraj podsłuchiwałam rozmowę,ba raczej kłótnię dwóch nieznanych mi osób. Widziałam rozpacz w oczach chłopaka, kochał ją. Kochał dziewczynę,która zdradziła Go z jego najlepszym przyjacielem. Nie powinnam myśleć o nich, skarciłam się w myślach. Spojrzałam na zegarek znajdujący się na przegubie lewej dłoni. Dochodziła godzina 4, już dawno powinnam wrócić do posiadłości dziadków.Udałam się w drogę powrotną, po piętnastu minutach byłam pod domem. Otwarłam go i od razu skierowałam się do pokoju.Ściągnęłam z siebie ubrania i nałożyłam dwuczęściowy strój kąpielowy. Wyjęłam z walizki wielką chustę,którą przewiesiłam sobie przez biodra, zabrałam okulary przeciwsłoneczne i wróciłam na parter. Zajrzałam do kuchni,wzięłam do ręki specjalnie przygotowany schłodzony napój i położyłam się na kolorowym leżaku. Przez chwilę było spokojnie dopóki nie zauważyłam tego samego chłopaka co wczoraj.Podniósł z ziemi wąż i ni stąd ni zowąd zachciało mu się podlewać kwiatki.Nasunęłam na nos okulary i rozkoszowałam się promieniami słońca.
-pst! - próbowałam nie reagować na jego nawoływanie,ale on bezczelnie skierował wąż na mnie. Moje nagrzane ciało spotkało się z lodowatą wodą powodując gęsią skórkę na moim ciele.
-zabiję, jak Boga kocham! - krzyknęłam w jego stronę,ale ten zaczął się śmiać.
-Może Boga w to nie mieszajmy - powiedział przeskakując przez płot.Szedł w moją stronę ubrany od pasa w dół. Usiadł na moim leżaku, opierając głowę na dłoniach spojrzał na mnie. - wnuczka państwa Casas? - uśmiechnął się uroczo.Pokiwałam głową tak,że kosmyki włosów spadły mi na twarz. Wyciągnął rękę w moją stronę. - Francisco
-Ginevra,albo po prostu Gin - ujęłam jego dłoń w swoją i poczułam dziwne ukłucie w brzuchu.Spod przymrużonych oczu,które spoglądały na mnie pocałował mnie w dłoń.Poczułam wypieki na moich policzkach.
-Isco! Frajerze,gdzie jesteś? - ktoś krzyknął, znów poczułam ucisk w żołądku.Szybko wyswobodziłam swoją rękę z jego uścisku patrząc na zbliżającą się do ogrodzenia dwójkę chłopaków. Oboje uwiesili się na płocie wymienili się spojrzeniami,by później przenieść je na mnie i uśmiechając się uroczo jeden z nich przemówić.
-Ależ gdzie nasze maniery - wysoki brunet tak samo jak jego przyjaciel przeskoczył przez płot.
-Nie macie furtki? - sapnęłam
-Przez płot najbliżej - powiedział wieszając się na barkach Francisca - Lucas Piazon - skinęłam głową - jego młodszy brat Tulio.
-A ty? - zapytał zirytowany Lucas
-Co ja?
-Gin - odpowiedział Francisco uśmiechając się do mnie, już nie miał ciemnych,zgniewanych oczu. Roześmiałam się widząc jak Tulio zamierza przedostać się na drugą stronę płotu, wskazałam głowę na malca. Dwójka momentalnie się odwróciła, brunet uniósł ramiona z bezsilności podniósł się z leżaka, podszedł do mnie pochylając się zapytał. - wieczorem urządzam imprezę. Mam nadzieję,że wpadniesz? - spojrzał mi w oczy.
-Chętnie - czułam jak kąciki ust unoszą się ku górze
-Przyjdę po Ciebie o 21 - puścił mi oczko i szybko ruszył na pomoc bratu.

od Autorki: więc tak,jak na razie wszystko idzie w dobrą stronę z pisaniem.  Mam nadzieję,że czytelników przybędzie więcej.