sobota, 8 czerwca 2013

Chapter 6.

Do domu wróciłam taksówką wraz z Lucasem i Recio,którzy zostali na noc.Pośpiesznie przygotowałam im pokój gościnny,bo jak już wcześniej zapowiadałam w klubie będą spać razem w jednym łóżku. Od razu się zgodzili tylko,że pod jednym warunkiem żadnego macania.Dużo czasu zajęło mi samo wprowadzenie chłopaków na piętro.Dochodziła godzina czwarta rano,kiedy położyłam się do łóżka.Długo nie dane było mi spać .Burza,która rozpętała się za oknem dawała o sobie znać.Podniosłam głowę i spojrzałam na tarczę elektronicznego zegarka,wskazywał kilka minut po siódmej rano.Głośno wzdychając wstałam z łóżka wiedząc,że już nie zasnę poszłam do łazienki przemyć twarz.Zanim zeszłam do kuchni,musiałam zajrzeć do pokoju gdzie spali chłopacy. Oboje spali grzecznie jeden po jednej stronie łóżka,drugi na drugiej stronie z kołdrą pomiędzy nogami.Natomiast Recio dygotał z zimna przez to,że Brazylijczykowi zachciało się spać przy otwartym oknie.Wyjęłam z szafy koc i delikatnie przykryłam go nim.Po cichu wyszłam z pokoju zamykając go.Zeszłam na dół do kuchni,gdzie postawiłam wodę na kawę.Otwarłam lodówkę,która ponownie świeciła pustkami. Spojrzałam przez okno,deszcz nadal lał,więc nic mi nie pozostało jak wybrać się do marketu samochodem,który kupiłam dwa dni wcześniej w miejscowym salonie.
Weszłam do pokoju,wyjęłam z szafy ciuchy i szybko nałożyłam je na siebie.Zabrałam z szafki w przedpokoju klucze i portfel i wyszłam na podwórko.Zauważyłam samochód Isco przy sąsiednim domku.Przebiegłam kawałek do swojego samochodu i wsiadłam do niego trzęsąc się z zimna.Szczerze mówiąc taka pogoda w Hiszpanii jest mało spotykana,a każdy kto tutaj mieszka jest przyzwyczajony do gorącego słońca.Spoglądając w lusterko widziałam Alarcóna wychodzącego z swoim młodszym bratem pod pachą,który się śmiał.Wrzuciłam wsteczny i wyjechałam na ulicę.Po kilku minutach byłam już w drodze powrotnej.Zatrzymałam się przy piekarni chcąc kupić kilka bułek na śniadanie,wyszłam z samochodu.Upewniając się czy nic nie jedzie przebiegłam na drugą stronę ulicy i z impetem wpadłam do lokalu z pieczywem.Zabrałam z koszyka bułki i podeszłam do kolejki,ku mojemu zdziwieniu stał tam również Isco z Tulio,którzy się przekomarzali na jakiś błahy temat.Zatrzymałam się tuż za nimi,pochyliłam głowę uśmiechając się.Chwilę potem poczułam ściskającego mnie młodszego Alarcón'a.
-Tulio uspokój się - usłyszałam Isco
-Witam się z moją ulubioną sąsiadką -wypaplał uśmiechając się uroczo
-Daj spokój,przecież to nic złego - poczochrałam jego gęste brązowe włosy,które sterczały mu we wszystkie strony.Więcej się nie odezwał podszedł do kasy i płacił za pieczywo.
-Jest zły od rana - powiedział cicho Tulio - rozmawiał z mamą,że pocałował dziewczynę,która nie jest mu obojętna ale nie wiem czy dobrze robi.
-Wiesz,że nie powinieneś podsłuchiwać? - zapytałam szukając wzrokiem Isco
-Wiem,ale usłyszałem kiedy ubierałem buty - burknął pod nosem,kiedy obok nas wyrósł jego brat z siatką pieczywa.
-Chodź - złapał go za kołnierz bluzy
-Zaczekajmy na Gin proszę - poprosił składając dłonie w geście modlitwy,Isco pokręcił głową.
-Dobrze - mruknął pod nosem patrząc mi w oczy. Podeszłam do kasjerki,która podejrzliwym wzrokiem patrzyłam na mnie to na pomocnika miejscowego klubu.Zapłaciłam jej dziękując zabrałam torbę i wyszłam z chłopakami przed piekarnię. Postaliśmy chwilę przed nią słuchając kawałów Tulia,kiedy zza rogu ulicy wyszła Doroles w objęciach Pedro.Widziałam jak Isco marszczy czoło i ściska piąstki ze złości.
-Trzymaj - wyjął z kieszeni spodni kluczyki do terenowego Audi,wręczył je bratu karząc iść do samochodu.
-Jeszcze jeden,ale ten będzie najlepszy - powiedział zacierając dłonie z kluczykami.
-Nie,Tulio wracasz do samochodu i to już - wskazał ręką na samochód i w mgnieniu oka jego brat był w środku pojazdu.Czekał,aż oboje podejdą bliżej. Była pewna,że za chwilę rozpęta się afera,którą na pewno nikt nie miał w planach.Dolores,gdy tylko zauważyła Isco wyswobodziła się z jego objęć,strzelając minę niewiniątka podeszła do nas a za nią Pedro z triumfującym uśmiechem na twarzy.
-Widzę,że wizyta u rodziców udała się w najlepsze. -powiedział hardo,jego oczy wbiły się w twarz przyjaciela. -ale nie sądziłem,że zabierzesz ze sobą Dominqueza.
-Miał sprawy do załatwienia w Castanetas - odparła nadzwyczajnie spokojnie
-Sprawy?
-Sprawy - odezwał się Pedro,kładąc dłoń na biodrze blondynki.
-Wiem,śpisz z moją dziewczyną! - podszedł bliżej owej dwójki - Dori,błędem było to,że ci wybaczyłem. Przysięgałaś mi,że nie zależy ci na nim. - sapnął patrząc jej w oczy.
-Chciałam mieć was obu. - odpowiedziała mając łzy w oczach
-Wybrałaś. - wycharczał - Z nami koniec Dori.

Od razu po zajściu pod piekarnią Isco pożegnał się chłodno wsiadając do samochodu.Widziałam jak ociera dłonią oczy mówiąc coś do Tulio i odjeżdża z piskiem opon. Spojrzałam na ową kłócącą się dwójkę i zrezygnowanie pokręciłam głową. Wsiadłam do mercedesa i udałam sie w drogę powrotną do domu. Po piętnastu minutach była w ciepłej kuchni,gdzie stała przy blacie kuchenki i przygotowywałam kanapki na śniadanie. Zaparzyłam sobie kawę i usiadłam przy półwyspie myśląc o Alarconie. W głośnikach radia leciała dobra muzyka, a w telewizji kolejne puste wiadomości.Siedziałam tak do czasu,gdy do kuchni w szedł Recio z worami pod oczami. Usiadł obok mnie kładąc głowę o zimny blat półwyspu. Ręką wyszukał moją szklankę z gorącą kawą. Patrzyłam na niego i śmiałam się cicho pod nosem. 
-Kac morderca? - spytałam, a raczej stwierdziłam wstając i podając mu talerz z jedzeniem. Spojrzał najpierw na kolorowe kanapki, a później na mnie
-Żartujesz prawda? - chrząknął pod nosem odsuwając je daleko od siebie - Nie przełknę nic, a szczególnie teraz.
-Nie trzeba było pić - powiedziałam zadowolona gryząc jedną z nich - po za tym - zaczęłam mówić z pełną buzią - powinniście iść do Isco
-Pani Celia go wyleczy. - stwierdził popijając kawę
-Z tego chyba jednak nie. - przełknęłam kawałek kanapki - zerwał z Dori - sapnęłam, piłkarz zaczął się krztusić i wymachiwać rękoma. Poklepałam go po plecach dość mocno, gdy opanowaliśmy sytuację. Wziął głęboki wdech i spojrzał na mnie czerwony jak burak. 
-Zerwał z nią? - spytał, na co ja pokiwałam twierdząco głową - Więc masz drogę wolną moja droga - fuknął uśmiechając się nieco
-Ja? - wskazałam na siebie - Powinieneś iść dalej spać.
-Tak, Ty. Widziałem Was wczoraj, całowaliście się - poruszył charakterystycznie brwiami - i wiedz, że podobało mu się to mimo,że spalił i spieprzył.
-Nie podobają mi się twoje aluzje - powiedziałam wstając, zabrałam mu z rąk kawę. Upiłam resztę i włożyłam szklankę do zmywarki.


od autorki: spóźniony,ale jest! mam nadzieję,że się spodoba jak na razie kolejny zostanie dodany dopiero kiedy napiszę sprawdzian z po,który decyduje o mojej ocenie końcowej. Nie zamęczam Was, więc piona! do następnego. :* ps. miłego czytania.