sobota, 28 września 2013

Charper 10.

Siedziałam na podłodze pakując ostatnie rzeczy do torby sportowe, kiedy w drzwiach stanął Francisco. Oparł się o framugę przyglądając się moim poczynaniom. Włożyłam ostatnią parę białych stopek do torby, zamknęłam ją i przesunęłam ją pod ścianę. Usiadłam na łóżko, także przyglądając się mojemu towarzyszowi. Aż w końcu się odezwał.
- Kiedy wracasz? - zaczął.
- W środę. - powiedziałam i wyciągnęłam nogę przed siebie.Odciągnęłam skarpetkę i jęknęłam cicho. Kostka nadal była spuchnięta, a bez kul nie dam rady chodzić. - Tak sobie pomyślałam,że może z Piazonem polecicie do Barcelony? -  spytałam spoglądając na niego. - A po meczu prosto do Madrytu?
- Chciałbym,ale nie mogę - mruknął kładąc się obok mnie -  Jest połowa sezonu, a trener się nie zgodzi. - objął mnie ramieniem.
- Isco - powiedziałam z uśmiechem - W Barcelonie zabawimy góra dwa dni, pokażę Ci miasto. Później szybciutko do Madrytu. Potrenujesz, a ja polecę na Bernabeu.Tam po wkurwiam chłopaków, po bajeruję Benzemę i wrócę. - palcami kreśliłam na jego dłoni różnorakie znaki. - Przecież następny mecz gracie z Atletico. - dodałam.Dotknęłam opuszkami palców jego policzka i poczułam wyłącznie ciepło, które biło od niego na odległość. - Proszę - spojrzałam mu w oczy.
- Porozmawiam z trenerem - pocałował mnie w czoło, ale po chwili dodał - ale nie obiecuję,że się zgodzi.
- Dziękuję, dziękuje, dziękuje - rzuciłam uradowana, podniósł moją głowę do góry patrząc mi prosto w oczy, przybliżył się do mnie i lekko musnął moje wargi a ja miałam wrażenie,że zaraz nogi złamią mi się na pół.



Wieczorem dostałam wiadomość od pomocnika,że zjawi się skoro świt wraz z młodym Brazylijczykiem. Wiec oznacza to,że wyruszają razem ze mną do Barcelony. Ku mojemu zdziwieniu dzisiejszego wieczoru nie zjawił sie nikt nie proszony.Po kolacji wzięłam szybki prysznic upewniając się czy wszystko mam położyłam się. Natychmiast zapadłam w sen. Rano obudził mnie dzwonek do drzwi, przekręciłam się z jednej na druga stronę łóżka, spojrzałam na zegarek wskazywał kilka minut po szóstej rano! Zeszłam na dół z jedna kula, a ktoś nadal nie odpuszczał.Otwarłam drzwi i centralnie pięć centymetrów przed moja twarzą stał uwalony czekolada Piazon, a za nim rechoczący Alarcón.
-Czesc,piękna kaleko. -wymamlał Brazylijczyk z czekoladowym rogalikiem w dłoniach, pocałował mnie w policzek pozostawiając na nim resztki słodkości.
-marsz sie umyć. - powiedziałam odbierając z jego rąk pieczywo. - i to teraz. -dumny z siebie pomaszerował na piętro podśpiewując pod nosem.Isco zamknął drzwi i poszedł za mną do kuchni. Odstawiłam prowiant Lucasa na talerzyk i usiadłam na krześle chowając głowę w nogach.
-ze mną sie przywitasz? - usłyszałam jego tuż obok ucha, przykucnął przy mnie odsłonił moja twarz skracając pojedyncze pocałunki. Czułam jak uśmiecha się i wykorzystuje fakt ze mnie sie to podoba. Przysunął krzesło i usiadł obok tak abym mogła oprzeć sie na jego torsie. Momentalnie zamknął mnie w swoich ramionach.  - nie wiem po co chcesz zabrać tego imbecyla.
-w końcu ktoś musi mnie pilnować - fuknęłam.
-hej, od tego jestem ja! - przycisnął mnie do siebie - on tylko robi sztuczny tłum.- powiedział całując mnie w czubek głowy.
-jak na sztuczny tłum to dobrze mu idzie. - wymamrotałam patrząc na jego usta. - ale wiesz,że byłby zły gdyby nie poleciał z nami.
- on jest jak rzep, gdziekolwiek byśmy razem nie wyszli to on musi iść z nami. - splótł nasze dłonie - mam nadzieję,że w Barcelonie zajmie się nim Alba.  - pocałował mnie w szyję.
-Tym się już nie martw, Chino i Alba już się nim zajmą jak należy.
-Chino? - spojrzał na mnie
-Mój młodszy brat, najlepszy kompan Jordiego do wkurwiania ludzi.
-O zgrozo i do tego Piazon i módl się o mieszkanie. - podkreślił krótko -  Mamy trzydzieści minut, o siódmej będzie taksówka. - pocałował mnie krótko.



Lot z Piazonem wykończył mnie całkowicie. W końcu gdy szliśmy z walizkami przez halę odlotów, odetchnęłam z ulgą przytulając się do ramienia Isco, który czule mnie objął i pocałował w czubek głosy.Wyszliśmy z budynku i zobaczyliśmy dwóch facetów opartych o czarne Audi.Gdy tylko nas zobaczyli ruszyli w naszą stronę, zatrzymałam się na środku zostawiając walizkę rzuciłam mu się w ramiona.
-Gin - powiedzieli równo przytulając mnie mocno - strasznie się stęskniliśmy.
-Ja również, nie masz pojęcia jak brakowało mi Ciebie - musnęłam jego policzek - ale nie martw się Lucas godnie Cię zastąpił. - spojrzałam na Brazylijczyka,który stał obok Isco z telefonem w ręku. - Karima.Nie.Ma? - spytałam przez zęby
-Nie mógł wcześniej, Mou i te jego nakazy. - skomentował uwalniając mnie z uścisku, podniósł moją walizkę - Powinien być wieczorem w sam raz na imprezkę. - zaśmiał się pakując nasze walizki do bagażnika.
-W starym dobrym towarzystwie? - uniosłam brwi
-Jakże by inaczej, cała ekipa! - zatarł ręce - w dodatku Karim bierze z sobą Ramosa - dodał Alves.
-Zapowiada się nieźle.
-Musimy tylko zrobić małe zakupy.- Dani spojrzał na mnie wyjeżdżając na drogę.
-Hola,hola panowie! - przymrużyłam oczy - przecież wy dzisiaj gracie mecz!
-Spokojnie malutka - uśmiechnął się cwanie - Mecz gramy o 20 tak? - zatrzymał się na światłach - więc około 23 będzie wolni, dom Jordiego jest niedaleko, wszyscy są zgodni co do małej domówki - zaśmiał się -od razu odpowiem na następne pytanie, tak Gerardo wyraził zgodę na malutkie chlapnięcie wódeczki.
-Chlapnięcie wódeczki. - zaśmiałam się pod nosem trzymając dłoń na kolanie Isco.



Kończony na szybko, więc wyszło co wyszło. Postaram się,żeby następny był o wiele wiele dłużysz niż ten i poprzedni. Kolejny powinien pojawić się w okolicach połowy października o ile wszystko pójdzie dobrze.Tymczasem chciałabym Was jeszcze zaprosić na drugiego bloga, pojawił się tam już pierwszy rozdział, czekam na Wasze opinie. Trzymajcie się cieplutko, do zobaczenia. :) ps. wybaczcie literówki.