piątek, 22 listopada 2013



Przepraszam,ale mam malutki zastój w pisaniu tej opowieści. Niby miałam wszystko w głowie poukładane, a jednak!Następny rozdział jest zaczęty,ale nie mam pomysłu jak zakończyć. Myślę,że to tylko kwestia dwóch-trzech tygodni.Mam nadzieję,że to wszystko szybciutko minie i niebawem pojawi się coś nowego!
Jeszcze raz przepraszam i do zobaczenia!

sobota, 28 września 2013

Charper 10.

Siedziałam na podłodze pakując ostatnie rzeczy do torby sportowe, kiedy w drzwiach stanął Francisco. Oparł się o framugę przyglądając się moim poczynaniom. Włożyłam ostatnią parę białych stopek do torby, zamknęłam ją i przesunęłam ją pod ścianę. Usiadłam na łóżko, także przyglądając się mojemu towarzyszowi. Aż w końcu się odezwał.
- Kiedy wracasz? - zaczął.
- W środę. - powiedziałam i wyciągnęłam nogę przed siebie.Odciągnęłam skarpetkę i jęknęłam cicho. Kostka nadal była spuchnięta, a bez kul nie dam rady chodzić. - Tak sobie pomyślałam,że może z Piazonem polecicie do Barcelony? -  spytałam spoglądając na niego. - A po meczu prosto do Madrytu?
- Chciałbym,ale nie mogę - mruknął kładąc się obok mnie -  Jest połowa sezonu, a trener się nie zgodzi. - objął mnie ramieniem.
- Isco - powiedziałam z uśmiechem - W Barcelonie zabawimy góra dwa dni, pokażę Ci miasto. Później szybciutko do Madrytu. Potrenujesz, a ja polecę na Bernabeu.Tam po wkurwiam chłopaków, po bajeruję Benzemę i wrócę. - palcami kreśliłam na jego dłoni różnorakie znaki. - Przecież następny mecz gracie z Atletico. - dodałam.Dotknęłam opuszkami palców jego policzka i poczułam wyłącznie ciepło, które biło od niego na odległość. - Proszę - spojrzałam mu w oczy.
- Porozmawiam z trenerem - pocałował mnie w czoło, ale po chwili dodał - ale nie obiecuję,że się zgodzi.
- Dziękuję, dziękuje, dziękuje - rzuciłam uradowana, podniósł moją głowę do góry patrząc mi prosto w oczy, przybliżył się do mnie i lekko musnął moje wargi a ja miałam wrażenie,że zaraz nogi złamią mi się na pół.



Wieczorem dostałam wiadomość od pomocnika,że zjawi się skoro świt wraz z młodym Brazylijczykiem. Wiec oznacza to,że wyruszają razem ze mną do Barcelony. Ku mojemu zdziwieniu dzisiejszego wieczoru nie zjawił sie nikt nie proszony.Po kolacji wzięłam szybki prysznic upewniając się czy wszystko mam położyłam się. Natychmiast zapadłam w sen. Rano obudził mnie dzwonek do drzwi, przekręciłam się z jednej na druga stronę łóżka, spojrzałam na zegarek wskazywał kilka minut po szóstej rano! Zeszłam na dół z jedna kula, a ktoś nadal nie odpuszczał.Otwarłam drzwi i centralnie pięć centymetrów przed moja twarzą stał uwalony czekolada Piazon, a za nim rechoczący Alarcón.
-Czesc,piękna kaleko. -wymamlał Brazylijczyk z czekoladowym rogalikiem w dłoniach, pocałował mnie w policzek pozostawiając na nim resztki słodkości.
-marsz sie umyć. - powiedziałam odbierając z jego rąk pieczywo. - i to teraz. -dumny z siebie pomaszerował na piętro podśpiewując pod nosem.Isco zamknął drzwi i poszedł za mną do kuchni. Odstawiłam prowiant Lucasa na talerzyk i usiadłam na krześle chowając głowę w nogach.
-ze mną sie przywitasz? - usłyszałam jego tuż obok ucha, przykucnął przy mnie odsłonił moja twarz skracając pojedyncze pocałunki. Czułam jak uśmiecha się i wykorzystuje fakt ze mnie sie to podoba. Przysunął krzesło i usiadł obok tak abym mogła oprzeć sie na jego torsie. Momentalnie zamknął mnie w swoich ramionach.  - nie wiem po co chcesz zabrać tego imbecyla.
-w końcu ktoś musi mnie pilnować - fuknęłam.
-hej, od tego jestem ja! - przycisnął mnie do siebie - on tylko robi sztuczny tłum.- powiedział całując mnie w czubek głowy.
-jak na sztuczny tłum to dobrze mu idzie. - wymamrotałam patrząc na jego usta. - ale wiesz,że byłby zły gdyby nie poleciał z nami.
- on jest jak rzep, gdziekolwiek byśmy razem nie wyszli to on musi iść z nami. - splótł nasze dłonie - mam nadzieję,że w Barcelonie zajmie się nim Alba.  - pocałował mnie w szyję.
-Tym się już nie martw, Chino i Alba już się nim zajmą jak należy.
-Chino? - spojrzał na mnie
-Mój młodszy brat, najlepszy kompan Jordiego do wkurwiania ludzi.
-O zgrozo i do tego Piazon i módl się o mieszkanie. - podkreślił krótko -  Mamy trzydzieści minut, o siódmej będzie taksówka. - pocałował mnie krótko.



Lot z Piazonem wykończył mnie całkowicie. W końcu gdy szliśmy z walizkami przez halę odlotów, odetchnęłam z ulgą przytulając się do ramienia Isco, który czule mnie objął i pocałował w czubek głosy.Wyszliśmy z budynku i zobaczyliśmy dwóch facetów opartych o czarne Audi.Gdy tylko nas zobaczyli ruszyli w naszą stronę, zatrzymałam się na środku zostawiając walizkę rzuciłam mu się w ramiona.
-Gin - powiedzieli równo przytulając mnie mocno - strasznie się stęskniliśmy.
-Ja również, nie masz pojęcia jak brakowało mi Ciebie - musnęłam jego policzek - ale nie martw się Lucas godnie Cię zastąpił. - spojrzałam na Brazylijczyka,który stał obok Isco z telefonem w ręku. - Karima.Nie.Ma? - spytałam przez zęby
-Nie mógł wcześniej, Mou i te jego nakazy. - skomentował uwalniając mnie z uścisku, podniósł moją walizkę - Powinien być wieczorem w sam raz na imprezkę. - zaśmiał się pakując nasze walizki do bagażnika.
-W starym dobrym towarzystwie? - uniosłam brwi
-Jakże by inaczej, cała ekipa! - zatarł ręce - w dodatku Karim bierze z sobą Ramosa - dodał Alves.
-Zapowiada się nieźle.
-Musimy tylko zrobić małe zakupy.- Dani spojrzał na mnie wyjeżdżając na drogę.
-Hola,hola panowie! - przymrużyłam oczy - przecież wy dzisiaj gracie mecz!
-Spokojnie malutka - uśmiechnął się cwanie - Mecz gramy o 20 tak? - zatrzymał się na światłach - więc około 23 będzie wolni, dom Jordiego jest niedaleko, wszyscy są zgodni co do małej domówki - zaśmiał się -od razu odpowiem na następne pytanie, tak Gerardo wyraził zgodę na malutkie chlapnięcie wódeczki.
-Chlapnięcie wódeczki. - zaśmiałam się pod nosem trzymając dłoń na kolanie Isco.



Kończony na szybko, więc wyszło co wyszło. Postaram się,żeby następny był o wiele wiele dłużysz niż ten i poprzedni. Kolejny powinien pojawić się w okolicach połowy października o ile wszystko pójdzie dobrze.Tymczasem chciałabym Was jeszcze zaprosić na drugiego bloga, pojawił się tam już pierwszy rozdział, czekam na Wasze opinie. Trzymajcie się cieplutko, do zobaczenia. :) ps. wybaczcie literówki.

środa, 28 sierpnia 2013

Charper 9.

Nie czekając długo Isco zniknął z kuchni, otwierając drzwi wejściowe.
- Może byś mnie wpuścił co? - usłyszałam zachrypnięty głos.
-G in, chodź tutaj prędko! - krzyknął o mały włos nie dławiąc się ze śmiechu. Przykuśtykałam z kuchni i położyłam dłoń na jego biodrze.Otworzył drzwi szerzej i przed nami stał Lucas w przemoczonych ciuchach.Ocierając dłonie z zimna.Jego brązowe włosy były posklejane, a z ubrań ociekały strużki wody. -Niech zgadnę zgubiłeś klucze? - spojrzał na niego, obejmując mnie ramieniem. Piazon spojrzał na niego spode łba i bez ceregieli wparował do domu. Mokrą bluzę i koszulkę zdjął przewieszając przez poręcz. Buty zostawił na wycieraczce.
- Przynieś mu coś suchego. - mruknęłam do Alarcón'a. Kiwnął głowę na zgodę i poszedł do siebie. - Chodź do kuchni - zwróciłam się do Piazona. Biedak speszył się nieco idąc przede mną.Przepuścił mnie w drzwiach i usiadł przy stole z głową spuszczoną w dół. - Lucas? - spojrzałam przez ramie wyjmując z szafki malinową herbatę.
-Mmm? - podparł głowę dłońmi.
- Zgubiłeś je prawda? - spytałam się nalewając wodę do dzbanka i razem z szklankami zaniosłam cudem nie wylewając na stół. Usiadłam naprzeciw niego, wypełniając naczynia gorącą cieczą.
- Nie. - powiedział po chwili ciszy, złapał szklankę w obie dłonie - Właściciel mieszkania wypowiedział mi umowę.Dziś zabrał mi klucze. Gin wiem,że pomiędzy Tobą a Isco coś jest i ja to przerwałem ale nie miałem się gdzie udać.. Dochodzi druga w nocy, miejscowe hotele są już pozamykane, jedynym wyjściem byłaś Ty.
- spojrzał na mnie - Portilla by mnie na zbity ryj wyjebał chociaż jest moim przyjacielem, Isco nocuje u Ciebie. Więc pomyślałem,że może i dla mnie znajdzie się miejsce,ale w każdym moemncie mogę się ulotnić.
- Lucas, do chuja pana! - uniosłam się trochę, jednak po chwili widziałam jego wystraszony wzrok - Nie ma żadnej opcji,żebyś stąd znikał i to w środku burzy wlokłeś się przez pół miasta pieszo? Nie gadaj,że zgubiłeś klucze z samochodu!?
- Co ja mogę za to? Wszystko co dotknę to od razu psuję albo gubię! - ścisnął dłonie w piąstki - Jutro mam przyjść do serwisu, mają już przygotowany nowy zestaw
-Przysięgam osobiście zabiorę ci za pasówki!
- Kto komu i co zabierze? - spytał wchodzący do kuchni Alarcón z torbą na ramieniu. Rzucił ją na podłogę i podszedł do mnie. Podniósł mnie i posadził sobie na kolanach. Czułam jak mojego policzki robią się czerwone jak maliny. - I co znalazłeś klucze? - zaśmiał się krótko, chowając twarz w moich włosach.
- Isco przestań - warknęłam - Właściciel wywalił go z mieszkania, mógłbyś okazać trochę serca! Szczególnie teraz!
- Mówisz poważnie?
- Nie. - fuknęłam pod nosem - Tak sobie wymyśliłam,żeby przespał się dzisiaj u mnie.
- Stary.. - najpierw spojrzał na Lucasa, a później na mnie - I co teraz?
- Zostaje u mnie. - odpowiedziałam prędko
- Gin, ale.. - zaczął Lucas
- Zostajesz i bez gatki..- próbowałam wstać, ale nieco utrudnił mi to Isco przytrzymując w biodrach - Puścisz mnie? - spojrzałam na niego - Muszę przygotować pokój dla niego.
- Nie będziesz się mordować, przecież mogę zrobić to sam - odezwał się Lucas, popatrzyłam na niego spode łba przymrużając oczy.
-Piazon! Jesteś moim gościem!
 - Dobra, koniec.- wtrącił się pomocnik z dwudziestką dwójką na plecach - Zaraz się pozabijacie o takie gówno najlepiej ja to pójdę zrobić!- powiedział, by po chwili zniknąć za drzwiami. Z Piazonem siedziałam dobre dwadzieścia minut, w których musiałam zrobić mu kolorowe kanapki.Jak sam stwierdził, nie może iść spać z pustym brzuszkiem, bo źle mu to wyjdzie na zdrowie. Gdy tylko zjadł wszystkie naczynia włożył do zmywarki i wrócił na miejsce.Zaczęliśmy rozmawiać o błahych sprawach, które z czasem przeradzały się w dość prywatne tematy. Nawet nie zauważyliśmy kiedy do kuchni wrócił wspominany przez nas Isco. Stanął za mną kładąc swoje dłonie na moich ramionach delikatnie je masując.Dreszcz przeszedł mi przez plecy, podniosłam głowę do góry i spojrzałam na niego. Był dziwnie blady.
- Dochodzi trzecia - powiedział zachrypiale.
- Późno - mruknął Piazon wyjmując z kieszeni komórkę - Serio, już późno.
- Drugie drzwi na lewo.
- A Ty? - odwróciłam się do Alarcón'a
-  Prześpię się na kanapie - patrzył mi w oczy - Przecież nie będę spać z Lucasem, kto wie co mi zrobi - uśmiechnął się blado
- Śpisz, że mną - wstałam - Pogaś za sobą Piazón -  powiedziałam, ciągnąc za sobą Isco. Wchodziliśmy po schodach kiedy poczułam miękkie usta mojego sąsiada na ramieniu. 
- Nie musiałaś się litować nade mną. - powiedział, zamykając drzwi. 
- Nie przebolałabym jutrzejszego widoku jak jesteś połamany. - wpakowałam się pod kołdrę. - Będziesz tak stał? 
- Nie - wyszeptał pod nosem, kładąc się obok. Dłonią odsunął mi opadający na twarz kosmyk brązowych włosów. Uśmiechnęłam się niewinnie, spoglądając na niego. Zbliżyłam się bliżej.Pocałowałam Go w policzek powiedziałam ciche "Dobranoc" i wtuliłam się w Niego. 



Obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu, przekręciłam się na drugi bok leżałam twarzą w twarz z młodym Hiszpanem. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc jego posklejane od żelu włosy. Kolejny raz moja komórka dała o sobie znać, nachyliłam się nad Isco sięgając dłonią po nią. Widząc na wyświetlaczy numer Alby przeklinałam go w myślach od najgorszych idiotów świata. Dopadłam szybko moje puchate kapcie, wsunęłam je na bose stopy i w żółwim tempie wyszłam na balkon.
- Czy Ty orientujesz się,która jest godzina? - wysyczałam przez zęby opierając się o balustradę.
- Coś po ósmej - odezwał się
- Normalni ludzie o tej porze śpią! - warknęłam
- Widocznie ja nie jestem normalny. - powiedział ze stoickim spokojem
- Jesteś idiotą Jordi - mruknęłam wpatrując się w panoramę przygotowującej się do życia Malagi. - Co tym razem? - spytałam
- Boję się o Ciebie Gin. 
- Że co proszę?
- Gin w tym stanie nie powinnaś się denerwować. - mruknął do słuchawki - Karim mi wszystko powiedział.
- W jakim stanie? - zgubiłam się w tej całej jego paplaninie - Co Karim Ci powiedział? - wkurzyłam się
- Spokojnie, oddychaj. - zasapał do aparatu - Ta cała złość szkodzi dziecku.
- Dziecko? Jakie dziecko Jordi?
- Twoje. - fuknął z radością w głosie - Myślałem,że jestem na równi z Benzemą, ale najwidoczniej jemu pierwszemu powiedziałaś o Twoim błogosławionym stanie! 
- W błogosławionym stanie? Alba, proszę nie załamuj mnie! Kto Wam takie kity pocisnął?
- Wysłałaś wiadomość Karimowi,że w tym stanie przylecisz z obstawą! - powiedział.
- Ludzie, trzymajcie mnie! - krzyknęłam do słuchawki - Nie jestem w żadnej ciąży! Mam stłuczoną kostkę! Jesteście idiotami, bez mózgowymi idiotami Alba! I lepiej,żebyśmy mieli wytłumaczenie, bo jutro rano jestem w Barcelonie! - nie żegnając się rozłączyłam połączenie. Brawo,prawdopodobnie jestem wiatropylna! To ci heca!




 * * * * * * * * * * * * * * * * * *



Trochę krócej niż zwykle, ale postarałam się wczoraj wieczorem i napisałam co nieco.
Obiecuję, następny będzie dłuższy i zapewne ciekawszy. Kiedy kolejny? początek/koniec września.
Tymczasem chciałabym Was zaprosić na mój nowy blog klik  . Mam nadzieję,że również ujmie Was ta historia. Miłego czytania i do następnego, piona!



sobota, 3 sierpnia 2013

Charper 8




Dwa dni w towarzystwie nadopiekuńczego sąsiada to dla mnie za dużo.Jedynie co mnie uszczęśliwia to czas kiedy Alarcón biegnie na trening i zamienia się z swoim bratem,który jest wręcz jego przeciwieństwem. Wtedy to on siedział ze mną i rozmawiał jak porządny człowiek z mózgiem, oczywiście nie obrażając jego matki,która pojawiała się u mnie w domu co najmniej trzy razy dziennie sprawdzając czy wszystko mam.Szlak mnie trafiał kiedy miałam siedzieć w domu i patrzeć w tą pustą skrzynię, w której i tak nic konkretnego nie nadawali. Wzięłam do rąk komórkę,która leżała na wyciągnięciu ręki 11:34.Dwie godziny do przyjazdu Isco i oglądania kolorowych szmatławców,które przyniósł mi przedwczoraj.Koniec!Gin Cassas nie będzie bezczynnie siedzieć, trzeba wziąć dupę w kroki i wyjść tego domu. Przewróciłam się na drugą stronę kanapy i ręką sięgnęłam po kule,które towarzyszyć mi będą przez następny tydzień!Cudem wdrapałam się po schodach do góry i na wejściu przyczłapałam do szafy. Otworzyłam ją i wyjęłam realowy dres,który pożyczyłam od Karima i już nie oddałam. Jordi wściekał się za każdym razem kiedy przyjeżdżaliśmy do jego posiadłości w Barcelonie. Wtedy to dumnie paradowałam z herbem madryckich szui, zaś w Madrycie było na odwrót. Jednak w sercu mam jeden klub. Malaga CF. Co prawda nie dorobiłam się jeszcze klubowego dresu!Ale to tylko kwestia czasu.Po piętnastu minutach siedziałam już w samochodzie, co nie przejdzie uwadze Alarcónowi, jak i całej tej zakochanej bandzie.Co prawda chodzić samodzielnie nie mogę,a nikt nie zabraniał mi przemieszczać się własnym samochodem. Zaparkowałam auto pod obiektem treningowym Malagi i wparowałam na stadion pokazują ochroniarzowi przepustki,które udostępnił mi kochany Lucas.Z końca korytarza dało się zobaczyć biegających piłkarzy i stojącego z skrzyżowanymi rękoma na piersi Bernda Schustera,który myślał nad czymś zawzięcie chodząc tam i z powrotem. Migiem usadowiłam się na krzesełkach, kule położyłam obok siebie, nogi wyprostowałam podziwiając ćwiczących chłopaków. Przyglądałam się każdemu z osobna,każdy prezentował się inaczej od drugiego.Jednak największa uwagę zwróciłam na Isco,który podbijał piłkę. Stał tam skupiony niezważająca na krzyki i dziecinne zabawy swoich kolegów. Niedaleko niego stał Lucas oparty ramieniem o Saviole, błądząc wzrokiem po boisku, zauważył i mnie!
-Gin! - krzyknął uradowany idąc w moją stronę - Cóż sprowadza Cię w te skromne progi?
-Nie mafiozuj mi tu Piazon - warknęłam - To już nie mogę odwiedzić kolegów z klubu? - wstałam opierając się o słup zadaszenia.
-Ale oczywiście możesz - chciał się przytulić,ale migiem odskoczył ode mnie - włóczysz się pod Maladze w dresie Królewskich! O zgrozo, życie Ci nie miłe?
-Tak, w dresie Królewskich, bo jedynie w nim się czuję najlepiej!
-Moje nadzieje legły w gruzach - usiadł - Myślałem,że bliżej Ci do Malagi niż Real.
-Bo jest. - rozpięłam bluzę i odsłoniłam niebiesko-białą koszulkę - Malaga była,jest i będzie jedynym klubem,który kocham. 
-To czemu masz dres Królewskich Gin!? - krzyknął rozgoryczony. Wszyscy zgromadzeni na murawie odwrócili się w naszą stronę. Nawet Isco,który momentalnie zareagował na wykrzyczane przez Lucasa imię i migiem ruszył do nas
-Bo mam prawo nosić co chcę, nawet dres Królewskich! - syknęłam
-A gdybyś miała dres Boquerones? - zapytał
-Nosiłabym go z dumą palancie! 
-Już rozumiem, Real to tylko taka ściema. - westchnął rozkładając się na krzesłach
-Tak, to tylko taka ściema - powtórzyłam za nim - Załatwisz mi dres? - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
-Dla ciebie wszystko! - powiedział dumnie  - Będziesz go mieć nawet dzisiaj - pocałował mnie w policzek i zniknął zostawiając mnie samą.Z daleka widziałam  Francisco,który szedł w moją stronę z ciętą miną. Wiedziałam,że to nie wróży nic ciekawego i też tak było. Usiadł obok mnie i westchnął opierając się łokciami o uda, przetarł kilka razy twarz dłońmi.
-Miałaś siedzieć w domu - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
-Samej mi się nie chciało
-Przecież miał być z Tobą Tulio? - spojrzał na mnie
-No właśnie miał. - powiedziałam ściskając dłonie w piąstki - Isco, nie rozumiesz. Młody ma dziesięć lat nie będzie mnie niańczył,sama potrafię o siebie zadbać.
-Właśnie widzę. Lucas o mały włos zawału nie dostał kiedy zobaczył Cię w tym dresie - ujął w palce kawałek materiału.
-Obiecał,że dostarczy mi nasz klubowy.
-Nasz? -spytał prostując się.
-Tak.Nasz. - odparłam pokazując dumnie koszulkę. 




Tak jak obiecałam Alarcónowi, wróciłam do domu od razu po ich skończonym treningu. Wspomniał również o wieczornym seansie filmowym w moim domu, bądź co bądź mogę spodziewać się całego składu. Przykuśtykałam do kuchni i wyjęłam z lodówki wodę lekko gazowaną i wyjęłam z kieszeni komórkę. Najpierw wybrałam numery przyjaciół, z racji z tego, że skarżyli się,że w ostatnim czasie mało z sobą rozmawiamy pomińmy fakt, że dzwonią do mnie pięćset razy tygodniowo z głupkowatą wymówką. Zdecydowałam się jednak nie dzwonić do niech tylko wysłać obu tą samą wiadomość. 


Benzema :* : 'Witaj kociaku, już za dwa dni będę w Barcelonie. Co prawda przylecę z obstawą, bo w moim aktualnym stanie nikt stąd nie puści mnie samej w tak daleką podróż. Przypominam Ci o naszym zakładzie kocik. Pięć stów za wygraną na CN, w innym bądź razie wisisz mi kasę jeśli w dupicie szczególnie jeśli w składzie będzie Jordi:* Trzymaj się. Buziaczki :* :*' 
Alba :* : 'Zwierzaczku! Pamiętaj, że masz trzymać fason w klasyku. Jeśli wygracie, połowa forsy twoja. Będę w sobotę rano z obstawą, buziaczki :*'
Wysłałam im wiadomości i zadzwoniłam do rodziców,którzy oznajmili mi,że mają dla mnie i Chino niespodziankę. I tak oto w niedzielne popołudnie będę zmuszona wstawić się na rodzinnym obiedzie u rodziców. Większość rozmowy przeprowadziłam z ośmioletni Chino na temat nadchodzącego meczu.Nawet nie zdałam sobie sprawy jak szybko minął czas rozmawiając z nimi. Pożegnałam się z nimi i z pomocą kul przetransportowałam swoje cztery litery do łazienki. Szybko wzięłam prysznic i włożyłam na siebie czarne spodenki i szarą bluzkę  .Osuszyłam nieco włosy, zostawiając je w lekkich falach wróciłam z powrotem do kuchni. Wzięłam pod pachę szklankę i sok i w ślimaczym tempie powędrowałam do salonu. Włączyłam sprzęt i zaczęłam oglądać po raz kolejny Takers. W między czasie,gdy przyjaciel głównego bohatera zginął przyjechali chłopacy. Nie musiałam ich widzieć, by wiedzieć,że zawitali w moje progi. Już pod samego podjazdu było słuchać głośne krzyki, kto będzie pierwszy przy drzwiach. Otworzyłam im i wróciłam z powrotem na kanapę. 
-Obiecałem i mam - Lucas rzucił mi torbę obok nóg. - Dresik i parę gadżetów od chłopaków. - uśmiechnął się słodko - A tak w ogóle to witaj kaleko. - pocałował mnie w policzek. Usiadłam wygodniej, patrząc jak każdy rozsiada się gdzie się tylko da. Nachyliłam się nad 'prezentem' od chłopaków i otwarłam. Koszulki, dres,kubek,czapka,ołówek,szalik i wiele innych rzeczy.
-Dzięki, ale przesadziliście - zamknęłam ją 
-Od razu przesadziliśmy - odezwał się Portilla. - Po prostu baardzo lubimy naszą Gin. 
-A Ty najbardziej gamoniu - tym razem spojrzałam za siebie, o framugę oparty stał Isco z torbą w rękach. - Chwilę nieuwagi i klubowy sklepik opustoszał. 
-Zamknij się, bo nie jesteś lepszy!
-Jęczałeś jak ciota. - ryknął Lucas wymachując śmiesznie rękami. Nic nie przejmujący się Alarcón zniknął za drzwiami z kuchni. Chłopacy widząc domową wypożyczalnię filmów od razu włączyli szóstą część Fast and furious. 
-Uwielbiam to- powiedziałam pod nosem, wyciągając nogi przed siebie tzn. kładąc je na kolanach Piazona,który siedział najbliżej mnie. Siedzieliśmy jedząc przyniesione przez Isco kanapki, co chwilę komentując film. Około dwudziestej trzeciej wszyscy z wyjątkiem sąsiada ulotnili się do domu. A on twierdząc,że posprząta został. 



Siedziałam oparta o stos poduszek w ciepłym łóżeczku przeglądając kolejną kolorową gazetkę,którą przyniósł mi Francisco. Co chwilę spoglądając na błyskawice rozchodzące się po ciemnym niebie.Usłyszałam hałas z dobiegający z kuchni, zerwałam się z łóżka biorąc do rąk jedną z kul i oprawioną w twardą okładkę książkę. Uchyliłam drzwi i zeszłam najciszej jak potrafiłam na dół.Zobaczyłam,że w kuchni świeci się światło niezbyt dużych halogenów. Ścisnęłam książkę w dłoni i wkroczyłam do kuchni z krzykiem.
- Ty cholerna gnido! - rzuciłam książką nawet nie patrząc gdzie leci. Dopiero chwilę później zorientowałam się, że mniemanym włamywaczem jest Francisco,który zasnął wczorajszego wieczoru na mojej kanapie.
-Gnido? -spytał, w podskokach dotarłam do blatu, wyjmując z szafki szklankę i herbatę. - Ja to zrobię - stanął za mną dotykając ręką moją dłoń. Spojrzałam na niego był blady. Bądź co bądź przeraziłam się, ustępując mu. Z lekką pomocą kuchennego taboretu skoczyłam na blat półwyspu. Co chwilę spoglądał w moją stronę - Chyba nie myślałaś..
-Że,jesteś włamywaczem?No co? nie dziwi Cię to, że w środku nocy ktoś chodzi po czyimś domu i trzaska czym tylko się da - podał mi szklankę z naparem
-Ale,żeby książką rzucać? - podniósł z podłogi książkę i przyjrzał się okładce - I to Potter'em?
-To była pierwsza rzecz,która dostała się do moich rąk - Przysłoniłam sobie twarz, ogromną szklanką z malinową herbatą, uśmiechając się niewinnie - Po za tym ostatnio wspominałeś,że go nie lubisz więc różnicy nie robi czy dostaniesz Potterem w roli głównej czy też inną. - chlipnęłam.
-Gin - odłożył swój kubek na bok. - Pewnie zaprosił Cię już Lucas..
-Na co ma mnie zaprosić?-przymrużyłam oczy -Chyba na świniobicie do Recio. - prychnęłam pod nosem z rozbawienia.
-To wszystko ułatwia sprawę.
-Jaką sprawę?
-Wystarczy, że się zgodzisz pójść ze mną na przyjęcie z klubu? - zapytał z nutka nadziei w głosie. Przez chwilę patrzyłam na niego jak na głupka, fakt dość dużo czasu spędzamy ze sobą to czemu bym nie miała się zgodzić. Przecież uwielbiam towarzystwo chłopaków. - Jest dopiero za miesiąc,więc nie musisz się martwić o kostkę. 
- Oj chyba.. - przybliżyłam się do niego - Tobie odmówić nie mogę - uśmiechnęłam się, delikatnie przejeżdżając dłonią po Jego policzku,rękę położył mi na udzie, przyglądając się mi. -Ale to nie zmienia faktu,że dalej nie jestem zła na Ciebie! - warknęłam.
- Cicho bądź! - ujął moją twarz w dłonie i pocałował mnie. Serce zaczęło mi bić jak szalone, momentalnie oddech przyspieszył, a mój świat zaczął się kręcić. Isco wstał przysuwając mnie bliżej siebie, nie przestając całować. Ręce Alarcóna zjechały niżej na plecy. Rozsunęłam nogi, a on stanął pomiędzy nimi. Nasze języki połączyły się w tańcu. Jego lewa dłoń gładziła moje prawe udo, a prawa znajdowała się na plecach. Moje zaś były na jego torsie. Magiczna chwila prysnęła wraz z dzwonkiem do drzwi, westchnęłam cicho i oparłam głowę jego bark. Po chwili podniosłam wzrok na Niego, uśmiechając się blado. Poszedł otworzyć drzwi.



od autorki: Japikole! Nawet nie macie pojęcia jak ten rozdział jest do bani! Siedziałam nad nim teraz i kończyłam! -> następny? Nie wiem, jak uda mi się to będzie jeszcze w ty miesiącu. Tymczasem zapraszam na mojego drugiego bloga memories-of-the-only - co prawda pojawił się tam dzisiaj epilog,ale to dopiero początek przygody! Tak, więc do zobaczenia. :)

środa, 17 lipca 2013

Chapter 7

Resztę dnia spędziłam z chłopakami oglądając powtórki hiszpańskiej ligi. Siedzieliśmy obładowani puszkami po coli i opakowaniami po czekoladowych lodach opowiadając sobie głupie historyjki. Około godziny 21 ku mojemu zdziwieniu oboje postanowili wrócić do siebie i wyleczyć się na jutrzejszy trening.Pożegnałam się z nimi i nawet nie wchodząc do salonu udałam sie do łazienki. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Gorąca woda ociekała po moim drobnym ciele, zabierając ze sobą wszystkie wątpliwości.Wyskoczyłam spod niego, owinąwszy się puchatym białym ręcznikiem poszłam do pokoju. Ubrałam się w luźne spodenki i szeroką bluzkę,zaparzyłam sobie herbatę i spokojnie usiadłam na łóżku.Wzięłam na kolana laptopa, po czym zaczęłam odwiedzać wszystkie swoje ulubione strony. Siedziałam tak do czasu, gdy u dołu ekranu pojawiłam się ikona z wiadomością od Karima. Kliknęłam na nią.
Benzema Karim: wytłumacz się dlaczego się nie odzywałaś!?
Ginevra Casas: kocie o to samo mogę się Ciebie zapytać!
Benzema Karim: miałem treningi, po za tym Mou mnie wykańcza.
Ginevra Casas: musiałam pozałatwiać kilka spraw
Benzema Karim: dobra tłumacz sobie jak tam chcesz, ale następnym razem tak miło już nie będzie.
Ginevra Casas: grozisz mi?
Benzema Karim: ja? nigdy.
Ginevra Casas: masz szczęście kociaku.:*
Benzema Karim: pamiętasz w ten weekend jest clasico?
Ginevra Casas: na śmierć zapomniałam!:/
Benzema Karim: ale ja pamiętałem i załatwiłem ci trzy wejściówki.
Ginevra Casas: kochany jesteś.:* mogę zabrać kogo chcę?
Benzema Karim: jak wolisz, możesz sama przylecieć. Nie pogniewam się. :*
Ginevra Casas: Karimku błagam, widzimy się w sobotę na CN. Mam nadzieję,że pokażesz Jordiemu na co Cię stać.
Benzema Karim: kiedy pierwszy wykład?
Ginevra Cassas: za dwa tygodnie, do zobaczenia. :* 
Odpisałam i zamknęłam laptopa.Odłożyłam go na bok. Przykryłam się kołdrą, ziewnęłam zamykając oczy. Chwilę po tym dostałam esemesa od Lucasa.Chwyciłam komórkę do rąk odczytując treść.
Lucas Piazon: 'jutro,kolacja i my? :*'
Ginevra Casas: 'jutro,kolacja i tylko ja.:*"
Lucas Piazon: 'ranisz mnie małpo:*"
Ginevra Casas: 'ktoś musi.:*'
Wyłączyłam ją i z uśmiechem na ustach zasnęłam.



Jak nigdy wstałam wcześniej niż się spodziewałam. Zwlokłam się z łóżka z ochotą przebiegnięcia najbliższych pięciu kilometrów, wyjęłam z szafy czarne spodnie, niebieski top i naciągnęłam na siebie. Z komody zabrałam zegarek,który pasował mi pod kolor topu i ruszyłam na dół zakładając go na przegrub dłoni. Z kieszeni spodni wyjęłam odtwarzacz muzyki i słuchawki, upewniając się czy wszystko jest zamknięte wyszłam z domu. Udałam się w stronę najbliższego parku, który był tuż za rogiem ulicy.Pierwsze kilometr minęły szybko z czasem zwalniałam i po chwili znów przyspieszałam by wyrównać tętno. Widziałam jak miejscowy pijak zaczyna wymachiwać rękoma w moją stronę i rzucać obelgami na tutejszych biegaczy. Chwilę nieuwagi kosztowało mnie zderzenie się z kimś i ostry ból w kostce. Przeklęłam siebie w duchu wyjmując słuchawki z uszu.
-Nic ci nie jest Casas? - spytał dobrze mi znany głos
-Nie Alarcón - podniosłam się,aby po chwili znów usiąść na ziemi z bólem wymalowanym na twarzy.
-A jednak jest - funął Isco kucając przy mnie. Delikatnie zdjął buta i z grymasem na twarzy spoglądał na moją już spuchniętą kostkę. Po chwili przeniósł wzrok na mnie - Bez lekarza się nie obejdzie. - powiedział biorąc mnie na ręce.
-Alarcón, w tej chwili masz mnie postawić na ziemię - wysyczałam przez zęby zaciskając na jego ramionach paznokcie
-Nie - spojrzał na mnie - zresztą to w połowie moja wina,więc moim obowiązkiem zaopiekowaniem się tobą w potrzebie.
-A jaka to niby potrzeba?
-Ewidentnie skręciłaś kostkę Casas - powiedział patrząc na mnie -Potrzebą jest odtransportowanie cię na izbę przyjęć
-Nie.Jadę.Na.Żadną.Izbę.Przyjęć - syknęłam zła próbując się wyrwać
-Teraz akurat masz mało do gadania - prychnął, otwierając samochód.



Na izbie przyjęć spędziliśmy kolejne dwie godzinę, w których oczekiwaliśmy doktora. Przeklinałam siebie i jego za swoje nieudolstwo.W końcu obydwoje mogliśmy patrzeć gdzie biegniemy, gdyby nie ten miejscowy pijak nie byłabym tutaj. Podparłam się rękoma o obramowanie krzesełka i wstałam. Zrobiłam kilka kroków i złapałam się poręczy umocowanej przy ścianie. 
-A ty gdzie? - zapytał Alarcón
-Chyba widzisz, wychodzę - odpowiedziałam powstrzymując się,aby nie wybuchnąć ze złości - nie mam zamiaru tutaj siedzieć! - nastąpiłam na bolącą nogę i po chwili pożałowałam tego. Zgięłam się w pół z bólu, kostka coraz bardziej mnie bolała a ten pieprzony lekarz nawet się nie pojawił. Poczułam czyjeś dłonie,które oplotły mnie wokół talii ,pomógł mi wstać i dojść do sali. -Przysięgam,jeśli nie przyjdzie do piętnastu minut osobiście pójdę na skargę! Choćby i teraz! - warknęłam zaciskając zęby, odruchowo złapałam Isco za dłoń i ścisnęłam mocno. Z korytarza obok dochodziła głośna rozmowa pomiędzy dwoma mężczyznami. Pchnęli drzwi i znaleźli się w izbie przyjęć. Kobieta,która mnie rejestrowała podbiegła do faceta z grubym brzuchem i wąsem podała mu kartotekę i długopis, chwilę po tym oddał jej i rozejrzał się po sali. Siedziałam na łóżku na którym posadził mnie Isco nogę miałam na łóżku i wielki niezadowolony grymas na twarzy. Lekarz spojrzał na mnie spod okrągłych okular i zaczął coś mówić pod nosem podchodząc i ubierając rękawiczki ochronne. Dotknął mojej stopy przyglądając się jej powiedział.
-Siostra Luz za momencik założy opatrunek - z dłoni zdjął rękawiczki i wrzucił je do kosza, po czym usiadł przy biurku i zaczął wypełniać kartę.
-Gips? - spojrzałam spode łba na lekarza
-Żartuje pani? - odwrócił się na krześle - Kostka jest spuchnięta, ewidentnie musiała pani mocno uderzyć się i jest bardzo stłuczona - długopisem wskazał na moja stopę - Przez kilka dni będą potrzebne kule, tylko tyle.
-Więc mogę lecieć do Barcelony.
-Oczywiście, tylko proszę uważać na stopę - powiedział.


ode autorki: Rozdział do dupy -.- tak więc Witam Was po raz pierwszy w czasie wakacji, mam nadzieję,że spędzacie je również miło jak ja. Otóż oddaję Wam rozdział i czekam krytykę. Piona. -> następny już 19,bądź 26 lipca. 


sobota, 8 czerwca 2013

Chapter 6.

Do domu wróciłam taksówką wraz z Lucasem i Recio,którzy zostali na noc.Pośpiesznie przygotowałam im pokój gościnny,bo jak już wcześniej zapowiadałam w klubie będą spać razem w jednym łóżku. Od razu się zgodzili tylko,że pod jednym warunkiem żadnego macania.Dużo czasu zajęło mi samo wprowadzenie chłopaków na piętro.Dochodziła godzina czwarta rano,kiedy położyłam się do łóżka.Długo nie dane było mi spać .Burza,która rozpętała się za oknem dawała o sobie znać.Podniosłam głowę i spojrzałam na tarczę elektronicznego zegarka,wskazywał kilka minut po siódmej rano.Głośno wzdychając wstałam z łóżka wiedząc,że już nie zasnę poszłam do łazienki przemyć twarz.Zanim zeszłam do kuchni,musiałam zajrzeć do pokoju gdzie spali chłopacy. Oboje spali grzecznie jeden po jednej stronie łóżka,drugi na drugiej stronie z kołdrą pomiędzy nogami.Natomiast Recio dygotał z zimna przez to,że Brazylijczykowi zachciało się spać przy otwartym oknie.Wyjęłam z szafy koc i delikatnie przykryłam go nim.Po cichu wyszłam z pokoju zamykając go.Zeszłam na dół do kuchni,gdzie postawiłam wodę na kawę.Otwarłam lodówkę,która ponownie świeciła pustkami. Spojrzałam przez okno,deszcz nadal lał,więc nic mi nie pozostało jak wybrać się do marketu samochodem,który kupiłam dwa dni wcześniej w miejscowym salonie.
Weszłam do pokoju,wyjęłam z szafy ciuchy i szybko nałożyłam je na siebie.Zabrałam z szafki w przedpokoju klucze i portfel i wyszłam na podwórko.Zauważyłam samochód Isco przy sąsiednim domku.Przebiegłam kawałek do swojego samochodu i wsiadłam do niego trzęsąc się z zimna.Szczerze mówiąc taka pogoda w Hiszpanii jest mało spotykana,a każdy kto tutaj mieszka jest przyzwyczajony do gorącego słońca.Spoglądając w lusterko widziałam Alarcóna wychodzącego z swoim młodszym bratem pod pachą,który się śmiał.Wrzuciłam wsteczny i wyjechałam na ulicę.Po kilku minutach byłam już w drodze powrotnej.Zatrzymałam się przy piekarni chcąc kupić kilka bułek na śniadanie,wyszłam z samochodu.Upewniając się czy nic nie jedzie przebiegłam na drugą stronę ulicy i z impetem wpadłam do lokalu z pieczywem.Zabrałam z koszyka bułki i podeszłam do kolejki,ku mojemu zdziwieniu stał tam również Isco z Tulio,którzy się przekomarzali na jakiś błahy temat.Zatrzymałam się tuż za nimi,pochyliłam głowę uśmiechając się.Chwilę potem poczułam ściskającego mnie młodszego Alarcón'a.
-Tulio uspokój się - usłyszałam Isco
-Witam się z moją ulubioną sąsiadką -wypaplał uśmiechając się uroczo
-Daj spokój,przecież to nic złego - poczochrałam jego gęste brązowe włosy,które sterczały mu we wszystkie strony.Więcej się nie odezwał podszedł do kasy i płacił za pieczywo.
-Jest zły od rana - powiedział cicho Tulio - rozmawiał z mamą,że pocałował dziewczynę,która nie jest mu obojętna ale nie wiem czy dobrze robi.
-Wiesz,że nie powinieneś podsłuchiwać? - zapytałam szukając wzrokiem Isco
-Wiem,ale usłyszałem kiedy ubierałem buty - burknął pod nosem,kiedy obok nas wyrósł jego brat z siatką pieczywa.
-Chodź - złapał go za kołnierz bluzy
-Zaczekajmy na Gin proszę - poprosił składając dłonie w geście modlitwy,Isco pokręcił głową.
-Dobrze - mruknął pod nosem patrząc mi w oczy. Podeszłam do kasjerki,która podejrzliwym wzrokiem patrzyłam na mnie to na pomocnika miejscowego klubu.Zapłaciłam jej dziękując zabrałam torbę i wyszłam z chłopakami przed piekarnię. Postaliśmy chwilę przed nią słuchając kawałów Tulia,kiedy zza rogu ulicy wyszła Doroles w objęciach Pedro.Widziałam jak Isco marszczy czoło i ściska piąstki ze złości.
-Trzymaj - wyjął z kieszeni spodni kluczyki do terenowego Audi,wręczył je bratu karząc iść do samochodu.
-Jeszcze jeden,ale ten będzie najlepszy - powiedział zacierając dłonie z kluczykami.
-Nie,Tulio wracasz do samochodu i to już - wskazał ręką na samochód i w mgnieniu oka jego brat był w środku pojazdu.Czekał,aż oboje podejdą bliżej. Była pewna,że za chwilę rozpęta się afera,którą na pewno nikt nie miał w planach.Dolores,gdy tylko zauważyła Isco wyswobodziła się z jego objęć,strzelając minę niewiniątka podeszła do nas a za nią Pedro z triumfującym uśmiechem na twarzy.
-Widzę,że wizyta u rodziców udała się w najlepsze. -powiedział hardo,jego oczy wbiły się w twarz przyjaciela. -ale nie sądziłem,że zabierzesz ze sobą Dominqueza.
-Miał sprawy do załatwienia w Castanetas - odparła nadzwyczajnie spokojnie
-Sprawy?
-Sprawy - odezwał się Pedro,kładąc dłoń na biodrze blondynki.
-Wiem,śpisz z moją dziewczyną! - podszedł bliżej owej dwójki - Dori,błędem było to,że ci wybaczyłem. Przysięgałaś mi,że nie zależy ci na nim. - sapnął patrząc jej w oczy.
-Chciałam mieć was obu. - odpowiedziała mając łzy w oczach
-Wybrałaś. - wycharczał - Z nami koniec Dori.

Od razu po zajściu pod piekarnią Isco pożegnał się chłodno wsiadając do samochodu.Widziałam jak ociera dłonią oczy mówiąc coś do Tulio i odjeżdża z piskiem opon. Spojrzałam na ową kłócącą się dwójkę i zrezygnowanie pokręciłam głową. Wsiadłam do mercedesa i udałam sie w drogę powrotną do domu. Po piętnastu minutach była w ciepłej kuchni,gdzie stała przy blacie kuchenki i przygotowywałam kanapki na śniadanie. Zaparzyłam sobie kawę i usiadłam przy półwyspie myśląc o Alarconie. W głośnikach radia leciała dobra muzyka, a w telewizji kolejne puste wiadomości.Siedziałam tak do czasu,gdy do kuchni w szedł Recio z worami pod oczami. Usiadł obok mnie kładąc głowę o zimny blat półwyspu. Ręką wyszukał moją szklankę z gorącą kawą. Patrzyłam na niego i śmiałam się cicho pod nosem. 
-Kac morderca? - spytałam, a raczej stwierdziłam wstając i podając mu talerz z jedzeniem. Spojrzał najpierw na kolorowe kanapki, a później na mnie
-Żartujesz prawda? - chrząknął pod nosem odsuwając je daleko od siebie - Nie przełknę nic, a szczególnie teraz.
-Nie trzeba było pić - powiedziałam zadowolona gryząc jedną z nich - po za tym - zaczęłam mówić z pełną buzią - powinniście iść do Isco
-Pani Celia go wyleczy. - stwierdził popijając kawę
-Z tego chyba jednak nie. - przełknęłam kawałek kanapki - zerwał z Dori - sapnęłam, piłkarz zaczął się krztusić i wymachiwać rękoma. Poklepałam go po plecach dość mocno, gdy opanowaliśmy sytuację. Wziął głęboki wdech i spojrzał na mnie czerwony jak burak. 
-Zerwał z nią? - spytał, na co ja pokiwałam twierdząco głową - Więc masz drogę wolną moja droga - fuknął uśmiechając się nieco
-Ja? - wskazałam na siebie - Powinieneś iść dalej spać.
-Tak, Ty. Widziałem Was wczoraj, całowaliście się - poruszył charakterystycznie brwiami - i wiedz, że podobało mu się to mimo,że spalił i spieprzył.
-Nie podobają mi się twoje aluzje - powiedziałam wstając, zabrałam mu z rąk kawę. Upiłam resztę i włożyłam szklankę do zmywarki.


od autorki: spóźniony,ale jest! mam nadzieję,że się spodoba jak na razie kolejny zostanie dodany dopiero kiedy napiszę sprawdzian z po,który decyduje o mojej ocenie końcowej. Nie zamęczam Was, więc piona! do następnego. :* ps. miłego czytania.



środa, 29 maja 2013

Chapter 5.

Dni mijały mi w spokoju i błogim lenistwie. Większość czasu spędzałam w towarzystwie chłopaków z drużyny,bądź samym Isco. Co nie obeszło uwadze Lucasowi,który wściekał się za każdym razem,gdy nie zabieraliśmy go na imprezy,bądź na spacery. Przez ten cały czasu staliśmy się sobie bliscy.Dzisiaj mija dokładnie trzeci tydzień odkąd zamieszkałam w Maladze. Dzięki pomocnikowi poznałam uroki tego miasta dniem jak i również nocą. Pokazał mi wiele ciekawych miejsc,w które na pewno zabiorę chłopaków kiedy tylko przydarzy się jakakolwiek okazja wyjechania na kilka dni z Madrytu jak i Barcelony. Jakiś czas temu zawitałam na miejscową uczelnię, w której miałam studiować fizjoterapię. Jednak nie poszłam tam sama, uparty jak osioł Piazon twierdził,że powinien pójść ze mną, a przy okazji zobaczy uniwersytet. Raczej dziewczyny,które zjechały się z całego kraju już trzy tygodnie przed rozpoczęciem semestru. Nie długo po tym przyszły do mnie dokumenty z sprzedaży mieszkania w Barcelonie i wiadomością od rodziców,że całą sumę ze sprzedaży nieruchomości została przelana na konto bankowe. Więc mogłam śmiało powiedzieć,że na moje osobiste konto wpłynęła dość spora suma pieniędzy. Siedziałam przed telewizorem wpieprzając czwartą pod rząd czekoladę myśląc nad dalszym życiem w Maladze, dostałam sms. Sięgnęłam ręką na stolik po komórkę.
ISCO :) :'Przyjdź do parku za 10 min.'
Biegiem poszłam do łazienki,włosy spięłam w koński kucyk. Ubrałam niebieską bluzę,spodnie jeansowe i białą bluzę z napisem i szybko wyszłam z domu zamykając je. Kluczyki wrzuciłam do torby. Po pięciu minutach byłam już na miejscu,mimo że było przed czasem on już na mnie czekał.
-Co się stało?- zapytałam zdyszana siadając koło niego na ławce
-Twierdziła,że jedzie do rodziców - wyszeptał zaciskając pięści - Widziałem ich za miastem kiedy wracałem z winnicy dziadka.
-Kogo?
-Dolores i ... - wycedził przez zęby - i Pedro. Zaplanowali to.
I nagle mnie olśniło, jak grom z jasnego nieba! Impreza w domu Isco, pokój naprzeciw łazienki z której wychodziłam. Rozmowa owej dwójki i słowa Dolores. 'powiem Isco,że jadę do rodziców' Właśnie był weekend, weekend, w którym oboje wyjechali z miasta myśląc tylko o sobie, nie o osobie,którą teraz w tej chwili krzywdzą najbardziej. Usiadłam blisko niego , chwytając jego trzęsące się dłonie .
-na twojej imprezie,usłyszałam przypadkiem ich rozmowę - powiedziałam czekając na jego reakcję -przepraszam,że teraz dopiero o tym mówię..
-nie przepraszaj - rzucił patrząc w oczy - między mną i Dori nie układało się jak powinno już od kilku miesięcy. Pamiętasz jak wywróciłaś się na balkonie? - zapytał,potrząsnęłam twierdząco głową - Kilka godzin wcześniej zastałem ją w jej mieszkaniu z Pablo, chyba nie muszę dokańczać co robili?
-nie musisz,domyślam się
-wtedy już chciałem z nią zerwać wszelkie kontakty - zaśmiał się pod nosem - ale jej wybaczyłem i to był błąd.
-Isco? - oparłam się o ławeczkę - serio moge Ci coś powiedzieć?
-Wal śmiało
-Nie znam Dori tak długo jak Ty czy Lucas..
-Lucas jest tutaj dopiero rok - wtrącił się
-Wiem,ale nie do tego dążę. Nie znam jej tak długo,ale sądząc o tym co powiedział mi Piazon to niezła z niej grzybiarka*. Dorabiała Ci rogi nawet wtedy,gdy byliście na różnych imprezach.
-Słyszałem w szatni od chłopaków - zatarł dłonie - sęk w tym,że Dominquez pieprzył moją dziewczynę,która przede mną twierdziła,że chce być czysta do ślubu!
-Ma tupecik dziewucha - wypuściłam z ust powietrze - kochasz ją prawda? - skrzyżowałam dłonie na klatce piersiowej
-Nie
-To czemu z nią jesteś? - zdziwiłam się
-Sam nie wiem, znamy się od dziesięciu lat,od czterech lat jesteśmy, raczej byliśmy parą, z czasem to uczucie gasło. A teraz? - spojrzał na mnie - jestem przy niej z przyzwyczajenia, nic więcej.
Bez zastanowienia wstałam wyciągając w jego stronę dłoń.
-Skoro ona zabawia się z twoim przyjacielem to dlaczego Ty nie możesz zabawić się ze mną?
- Gin co masz na myślisz? - podniósł głowę patrząc zimnymi kasztanowymi oczami,które poważnie spoglądały na mnie
-Imprezę kochaniutki - pociągnęłam go w stronę domku -Trzeba zapić smutki.


Spotkaliśmy się z chłopakami w La Rosas. Isco od razu na wejściu zamówił na początek butelkę wódki i od razu poszliśmy do loży,która była specjalnie zamówiona dla naszej skromnej dziesiątki. Usiadłam między Alarcónem, a Recio,który w dziwnych okolicznościach przyleciał aż z Grenady do Malagi tylko po to aby poimprezować z przyjaciółmi. Jak sam twierdził z obecnymi kolegami z klubu nie potrafi pić i wolał tłuc się kilkaset kilometrów specjalnie po to aby zabalować w stary a jakże oryginalny sposób.
-brakuje jeszcze Lucasa - powiedział jeden z zawodników. I rzeczywiście w naszym towarzystwie brakowało jedynie samego Lucasa,który za pewne ugania się za jakąś panienką. Kelner w mig przyniósł nasze zamówienie, Recio natychmiastowo rzucił się na butelkę z przeźroczystym napojem rozlewając go do kieliszków.
-Zdrowie Panowie! - krzyknął Portilla,spojrzawszy na mnie i moje przymrużone oczy szybko się poprawił - i Panienki!
-Bo na rozum juz za późno? - usłyszeliśmy za sobą młodego Brazylijczyka.
-Na twój na pewno - odgryzłam się.Wszyscy roześmiali się, zabrałam z stołu pełen kieliszek podałam Lucasowi. Niedługo po pierwszej kolejce chłopaki zamówili następną i następną. Trunek działał na nas niczym narkotyk. Widziałam jak Isco po piątej kolejce zaczyna wylewać wódkę do niewielkiego wazoniku,który stał na stole tak aby chłopaki nie zorientowali się co robi z trunkiem wlewał sobie do kieliszka wodę niegazowaną.Nie przejmowałam się niczym po prostu robiłam to co chciałam bez umiaru. Złapałam do rąk kolejnego kieliszka tego wieczoru, razem z Recio i Lucasem stuknęliśmy nawzajem szkło. Jednym duszkiem wypiłam całą zawartość. Skrzywiłam się. Wstając, potknęłam się o nogi Isco. Zaśmiał się krótko, trzymając mnie w pasie.
-widzę,że komuś szumi - burknął patrząc na moją zaczerwienioną twarz
-szumi woda w morzu - odparłam
- zatańczymy?
-nie mam nic przeciwko - uśmiechnęłam się wstając z jego kolan. Muzyka dudniła mi w uszach,ale mimo tego nie potrafiłam mu odmówić.Hiszpan złapał mnie za dłoń prowadząc na parkiet.Kilka piosenek i mogłam stwierdzić,że Alarcón jednak jest znakomitym tancerzem. Po raz kolejny tego wieczoru obrócił mnie wokół własnej osi.Dobrze się bawiliśmy z czasem oboje stawialiśmy coraz bardziej odważniejsze kroki.Nasze ciała poruszały się w ten rytm,w nasz własny rytm na,którego nikt nie zwracał uwagi. W pewnym momencie obrócił mnie do siebie przodem,niepewnie ciągnąc mnie w swoją stronę. Nachylił się.
-Lo siento* Gin. - powiedział cicho ujmując moją twarz w dłonie i pocałował. Serce zaczęło mi bić jak szalone,momentalnie oddech przyspieszył,a mój świat zaczął się kręcić. Rozkoszując się jego miękkimi ustami. Isco przysunął mnie bliżej siebie nie przestając całować. Nasze języki połączyły się w tańcu, jego lewa dłoń delikatnie gładziła moje plecy. Moje zaś spoczywały spokojnie na jego torsie. Jednakże z chwilą odezwał się rozsądek. Oderwałam się od niego, ocierając kąciki ust, spojrzałam na niego.
-Nie,Isco - westchnęłam cicho - my nie możemy.
Stałam przed nim,oddychając coraz płytszej. W końcu zatrzymałam oddech i zagryzając wargę, dopiero teraz zauważyłam zakłopotanie na jego twarz.
-Boże, Gin. - powiedział zachrypniętym głosem - Przepraszam - wyminął mnie i udał się w stronę loży, skąd zabrał swoją skórzaną kurtkę i wyszedł. Zostawił mnie samą na środku parkietu.



*grzybiarka innym słowem dziw*a. :)
*Lo siento - przepraszam.


od Autorki: Z opóźnieniem ale jest! tak więc jest moc, dopiero teraz mam nadzieję,będę mieć czas na napisanie kolejnego rozdziału. Piona!

wtorek, 21 maja 2013

Chapter 4.

Wróciłam do domu po piątej nad ranem.Zrzuciłam ubrania,które miałam na sobie i poszłam pod prysznic. Pod piętnastu minutach otulona białym ręcznikiem szukałam w szafie piżamę.Wciągnęłam na siebie za dużą bluzkę i spodenki. Przysłoniłam okna i wskoczyłam na łóżko szczelnie się przykrywając kołdrą. Obudziłam się kilka godzin później,przez dźwięk dzwoniącego telefonu. Przetarłam oczy i usiadłam na łóżku łapiąc w dłoń telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i pomimo tego,że miałam ochotę zabić Karima,odebrałam.
-Czego? - warknęłam przykrywając głowę poduszką
-Co czego, co czego Cassas! - powiedział do słuchawki - jak w każdy weekend obdzwaniam wszystkich przyjaciół
-I co związku z tym Benzema?
-I dzwonię do Ciebie zapytać się jak drugi dzień w nowym mieście.
-Dzień jak co dzień tylko,że w innym miejscu - sapnęłam - Wczoraj wieczorem zabalowałam u chłopaków z Malagi i właśnie odsypiam noc.
-U kogo?
-Alarcón
-Przez Ciebie przegrałem zakład smarku - jęknął
-Jaki zakład?
-Alba obstawiał,że poznasz kogoś z tamtych i pójdziesz na balety.
-Karim - wydarłam się do słuchawki - idźcie się obaj leczyć, ale wiesz co? na nogi,bo na głowę już dawno za późno - rozłączyłam się. Ziewnęłam i opadłam na poduszki. Przetarłam oczy piąstkami obracając się na drugą stronę zasnęłam.


Ostatecznie wstałam przed osiemnastą, zwlokłam się z łóżka i podążyłam do kuchni. Stanęłam przy otwartej lodówce, w której i tak nic nie było. Zamknęłam ją zrezygnowanie, gładząc dłonią brzuch,który domagał się jedzenia. Wróciłam na piętro i od razu skierowałam się do łazienki. Zdjęłam piżamę i wzięłam prysznic. Po dziesięciu minutach stałam przed lustrem wycierając ręcznikiem mokre włosy. W puchatym szlafroku weszłam do pokoju.Otwarłam szafę i wyjęłam z niej czerwono-białą bluzkę i jeansowe spodenki. Usłyszałam dzwonek do drzwi,więc szybko nałożyłam na siebie przyszykowane ubrania.Zbiegłam po schodach o mały włos nie potknęłam się o dywan,który znajdował się w przedpokoju.Przekręciłam kluczyk i otwarłam drzwi. Przede mną stał Isco z dwiema pełnymi torbami. Patrząc na niego zdziwiona wpuściłam go do środka. Wyminął mnie i poszedł do kuchni. Zatrzasnęłam drzwi i podążyłam za nim. Wskoczyłam na blat półwyspu kiedy to on zaczął rozpakowywać zakupiony towar. Kiedy skończył wyjął z szafki dwie szklanki i rozlał do nich sok pomarańczowy. Ujęłam w dłoniach szklankę. Upiłam kilka łyków stawiając ją z powrotem na półwyspie. Patrzyłam na niego skrobiąc paznokciem ciemny blat.
-Dziękuję - mruknęłam pod nosem
-Od wdzięczysz się kiedyś - machnął ręką -zresztą masz specjalne zaproszenie od mamy na jej paellę.
-dziękuje,ale nie mogę
-wiedz,że poruszy niebo i ziemię,jeśli nie przyjdziesz
-cóż będzie musiała - wzruszyłam ramionami - widzisz te kartony? - wskazałam palcem na pudła - same się nie rozpakują. Innym razem naprawdę
-serio? - wyjął z kieszeni komórkę i zaczął coś na niej klikać - napiszę Tulio sms,że nie przyjdziemy. Zamówimy coś do żarcia i dajemy się do roboty - powiedział uśmiechając się spod telefonu.
-my? -zdziwiłam się
-no a kto? - odłożył komórkę na blat kuchenki - nie zostawię Cię samej
-Wiesz,jednak wolę iść na tę kolację -wstałam z zamiarem zeskoczenia na podłogę - jestem strasznie głodna, a kartony mogą zaczekać
-za późno teraz musimy zostać - odczytał wiadomość -Mama twierdzi,że nie tak mnie wychowała,żebym nie pomógł młodej sąsiadce.
-uh Isco! już Cię nie lubię - zeskoczyłam i stanęłam przed nim - najpierw proponujesz mi paellę twojej mamy,a teraz odmawiasz mi! - wbiłam mu palec w żebra
-jeszcze polubisz i nawet nie spostrzeżesz kiedy - uniósł jedną brew
-bredzisz Alarcón - sapnęłam, rzucając mu pudło - skoro masz zamiar mi pomóc to otwórz to.

od autorki: Cześć,dodaję kolejny rozdział i no niestety lecę się uczyć na PO.  / mała oglądalność i wgl.

poniedziałek, 13 maja 2013

Chapter 3

Spojrzałam na zegarek, było za kwadrans dziewiąta,więc niedługo powinien przyjechać Francisco. Podeszłam do lustra i po raz ostatni spojrzałam w nie poprawiając kraciastą koszulę. Z najwyższej szuflady komody wyjęłam biały zegarek,który odstałam od Alby.Gdy wychodziłam z pokoju usłyszałam dzwonek, zbiegłam na parter zabierając po drodze torebkę. Stanęłam przy drzwiach po raz setny tego wieczora poprawiłam włosy i otwarłam je. Stał tyłem do mnie, ale gdy tylko otworzyłam gwałtownie się odwrócił uśmiechając się.
-ślicznie wyglądasz - podszedł do mnie całując mnie w policzek - idziemy?
-tak,tak - odparłam.Przeszliśmy przez ulicę,w tym czasie wyjął z kieszeni kluczyki do terenowego Audi.Usiadłam po stronie pasażera,zamykając pas.Patrzyłam jak siada obok,odpala samochód i w między czasie zapina pas.Pokiwałam głową włączając radio. Mknęliśmy przez ulicy Malagi w ciszy dopiero,gdy zatrzymał się na czerwonym świetle ściszył nieco radio. Odwracając głowę w moją stronę, lewą rękę miał na drążku, a prawą kurczowo trzymał kierownicę.Czułam jak policzki nabierając koloru purpurowego mimo,że nic nie mówił, tylko patrzył.
- Nikt do tej pory nie zjawiał się tak nagle w tym domu - odparł
-Ojciec uważa,że to miasto nie ma przyszłości. - odpowiedziałam - Zielone,jedź. - dodałam klepiąc go delikatnie w dłoń.
-Skoro nie ma przyszłości, to co Ty tutaj robisz?
-Od października zaczynam studiować.
-A studia w Barcelonie? - spojrzał na mnie z ukosa - tam przecież są lepsze uniwersytety.
-Barcelona to nie moje miasto. - przetarłam dłonie - W Madrycie nie chciałam,bo Karim by mnie ciągle ponaglał, a w Barcelonie Jordi. Więc i oto jestem. - zatrzymał się przed domem. - więc teraz ty powinieneś przestawić mi twój życiorys.
-Cóż - wysiadł, by po chwili otworzyć mi drzwi - jestem piłkarzem, na co dzień trenuję, pilnuję nie tylko Tulio,ale i Lucasa i cała resztę. W weekendy zazwyczaj spędzam przed telewizorem,albo o jak teraz wpadam na różne imprezy. - uśmiechnął się prowadząc mnie pod ramię. - Benzema to twój chłopak? - zapytał otwierając mi drzwi z którego dudniła głośna muzyka
-Karim? - zaśmiałam się pod nosem - Dzięki Bogu to tylko przyjaciel.


Razem z Francisciem szliśmy właśnie w stronę ogrodu,gdzie miała się zjawić cała drużyna Malagi. Z tego co zdążyłam wyciągnąć od chłopaka to to,że dziś świętujemy kolejne zwycięstwo w rozpoczętym sezonie. Szłam w milczeniu rozglądając się po bokach.
-Są - oznajmił schodząc po schodkach do ogrodu. Szybko podszedł,aby przywitać się ze swoimi kolegami.Po chwili dołączyłam do niego i nieśmiało uśmiechnęłam się w stronę piłkarzy.
-Hej! - powiedziałam do grupki roześmianych zawodników.Wszyscy spojrzeli na mnie.Jednak Lucas,z którym zapoznałam się w moim ogrodzie ,zaczął machać rękami zapraszając do siebie,gdy tylko skończyłam swoją oficjalną prezentację.Piazon jak przystało na współgospodarza imprezy postanowił mnie przedstawić.Zanim jeszcze zaczął swój wywód został odciągnięty na bok przez Isco,który oznajmił mu,że idzie po Dolores,która właśnie przyjechała. Lucas podbiegł do mnie łapiąc mnie za dłoń,zaczął przedstawiać mnie każdemu z osobna. Po kolei podawałam każdemu dłoń z uśmiechem na ustach powtarzając tą samą regułkę 'Gin, miło mi' Na sam koniec podeszliśmy do chłopaka,który właśnie w tym momencie przyszedł. Nie za wysoki,z czekoladową karnacją,z ciemnymi oczami i wielkim uśmiechem na ustach.
-Pedro Dominguez - uchwycił moją dłoń i złożył na niej delikatny całus.
-Gin - powiedziałam i uśmiechnęłam się do chłopaka - miło mi.
-Mnie również -powiedział dalej trzymając moją dłoń -Jesteś dziewczyną Piazona? - spytał szukając wzrokiem Lucasa,który poszedł po coś do picia
-Znajoma Isco - odpowiedziałam, delikatnie próbując uwolnić dłoń. Po chwili pojawił się obok wspominany chłopak.
- Dominguez , a Ty czego? - spojrzał na niego groźnie, podając mi szklankę z sokiem.
-Przywitać się nie można, końcu to znajoma mojego przyjaciela. - prychnął patrząc wprost w moją twarz. - Piazon. - warknął odchodząc.
Nie skomentowałam tego. Ich niechęć do siebie wzięła górę. Pomocnik zaproponował mi,żebyśmy się przyłączyli do samotnego Portill'a. Usiadłam pomiędzy nimi,którzy od razu zaczęli żwawo opowiadać o jakieś zwariowanej historii rodem z ich szatni. Od ponad dwóch godzin siedziałam z nimi sącząc sok i co chwilę wybuchając donośnym śmiechem,tak aby zawodnicy odwracali się i komentowali zachowanie dwóch kolegów z klubu,którzy właśnie zdradzali mi ich tajemnice z szatni. Przy wejściu do środku zobaczyłam Francisca do,którego podchodziła drobna blondynka,łapiąc go za dłoń. Powiedziała mu kilka słów, milczał. Chciała również pocałować ale odwrócił głowę w moją stronę. Uśmiechnął się blado wyswobadzając swoją dłoń z jej, podszedł do nas.
-Widzę,że bajerują Cię na historyjki z naszej szatni - usiadł naprzeciw mnie
-Chyba masz rację, od godziny opowiadają mi to samo- mruknęłam jak najciszej potrafiłam tak,aby nie usłyszeli. - Francisco proszę powiedź mi gdzie toaleta, Ci wariaci nie chcą mi pokazać. - szturchnęłam łokciem roześmianego Lucasa.
-Na górze, po lewej stronie - powiedział zabierając mi z rąk szklankę - powinnaś trafić bez problemu.
Przeprosiłam chłopaków i podążyłam wskazówkami Isco. Weszłam na pierwsze piętro i od razu odnalazłam WC, pognałam szybko do środka. Załatwiłam swoje potrzeby,odkręciłam kurek z wodą i przemyłam dłonie,które lepiły mi się od gierki,którą wymyślił Portilla. Uniosłam głowę spoglądając w lustro, poprawiłam spadające włosy. Wytarłam dłonie w malutki ręczniczek i wyszłam na korytarz. Przechodziłam obok pokoju z którego wydobywała się rozmowa. Przeszłam,ale jednak moje przeczucia wzięła górę i wróciłam się. Zobaczyłam Dolores w czułych objęciach Pedro,który stał oparty o szafkę.
-w następny weekend - szepnęła - powiem Isco,że jadę do rodziców.
-a jak nie uwierzy? - powiedział między pocałunkami
-uwierzy jest naiwny - ujęła jego twarz w dłonie i spojrzała mu w oczy - przysięgam nigdy go nie zapomnisz - powiedziała wpijając się w jego usta.
Zamrugałam klika razy zdając sobie sprawę z tego,że właśnie byłam świadkiem rozmowy dwójki ludzi co gorsza, oboje zdradzali swojego przyjaciela. On,bo był jego przyjacielem. Ona,bo przysięgała mu,że Dominguez nic dla niej nie znaczy.


od Autorki: no i mamy mistrzów Hiszpanii! Wielbiona Barcelona ma puchar,na który walczyliśmy  cały sezon. Teraz czas na oglądanie mistrzowskiej fiesty z ich udziałem. a Wam? Wam zostawiam kolejny rozdział.