środa, 28 sierpnia 2013

Charper 9.

Nie czekając długo Isco zniknął z kuchni, otwierając drzwi wejściowe.
- Może byś mnie wpuścił co? - usłyszałam zachrypnięty głos.
-G in, chodź tutaj prędko! - krzyknął o mały włos nie dławiąc się ze śmiechu. Przykuśtykałam z kuchni i położyłam dłoń na jego biodrze.Otworzył drzwi szerzej i przed nami stał Lucas w przemoczonych ciuchach.Ocierając dłonie z zimna.Jego brązowe włosy były posklejane, a z ubrań ociekały strużki wody. -Niech zgadnę zgubiłeś klucze? - spojrzał na niego, obejmując mnie ramieniem. Piazon spojrzał na niego spode łba i bez ceregieli wparował do domu. Mokrą bluzę i koszulkę zdjął przewieszając przez poręcz. Buty zostawił na wycieraczce.
- Przynieś mu coś suchego. - mruknęłam do Alarcón'a. Kiwnął głowę na zgodę i poszedł do siebie. - Chodź do kuchni - zwróciłam się do Piazona. Biedak speszył się nieco idąc przede mną.Przepuścił mnie w drzwiach i usiadł przy stole z głową spuszczoną w dół. - Lucas? - spojrzałam przez ramie wyjmując z szafki malinową herbatę.
-Mmm? - podparł głowę dłońmi.
- Zgubiłeś je prawda? - spytałam się nalewając wodę do dzbanka i razem z szklankami zaniosłam cudem nie wylewając na stół. Usiadłam naprzeciw niego, wypełniając naczynia gorącą cieczą.
- Nie. - powiedział po chwili ciszy, złapał szklankę w obie dłonie - Właściciel mieszkania wypowiedział mi umowę.Dziś zabrał mi klucze. Gin wiem,że pomiędzy Tobą a Isco coś jest i ja to przerwałem ale nie miałem się gdzie udać.. Dochodzi druga w nocy, miejscowe hotele są już pozamykane, jedynym wyjściem byłaś Ty.
- spojrzał na mnie - Portilla by mnie na zbity ryj wyjebał chociaż jest moim przyjacielem, Isco nocuje u Ciebie. Więc pomyślałem,że może i dla mnie znajdzie się miejsce,ale w każdym moemncie mogę się ulotnić.
- Lucas, do chuja pana! - uniosłam się trochę, jednak po chwili widziałam jego wystraszony wzrok - Nie ma żadnej opcji,żebyś stąd znikał i to w środku burzy wlokłeś się przez pół miasta pieszo? Nie gadaj,że zgubiłeś klucze z samochodu!?
- Co ja mogę za to? Wszystko co dotknę to od razu psuję albo gubię! - ścisnął dłonie w piąstki - Jutro mam przyjść do serwisu, mają już przygotowany nowy zestaw
-Przysięgam osobiście zabiorę ci za pasówki!
- Kto komu i co zabierze? - spytał wchodzący do kuchni Alarcón z torbą na ramieniu. Rzucił ją na podłogę i podszedł do mnie. Podniósł mnie i posadził sobie na kolanach. Czułam jak mojego policzki robią się czerwone jak maliny. - I co znalazłeś klucze? - zaśmiał się krótko, chowając twarz w moich włosach.
- Isco przestań - warknęłam - Właściciel wywalił go z mieszkania, mógłbyś okazać trochę serca! Szczególnie teraz!
- Mówisz poważnie?
- Nie. - fuknęłam pod nosem - Tak sobie wymyśliłam,żeby przespał się dzisiaj u mnie.
- Stary.. - najpierw spojrzał na Lucasa, a później na mnie - I co teraz?
- Zostaje u mnie. - odpowiedziałam prędko
- Gin, ale.. - zaczął Lucas
- Zostajesz i bez gatki..- próbowałam wstać, ale nieco utrudnił mi to Isco przytrzymując w biodrach - Puścisz mnie? - spojrzałam na niego - Muszę przygotować pokój dla niego.
- Nie będziesz się mordować, przecież mogę zrobić to sam - odezwał się Lucas, popatrzyłam na niego spode łba przymrużając oczy.
-Piazon! Jesteś moim gościem!
 - Dobra, koniec.- wtrącił się pomocnik z dwudziestką dwójką na plecach - Zaraz się pozabijacie o takie gówno najlepiej ja to pójdę zrobić!- powiedział, by po chwili zniknąć za drzwiami. Z Piazonem siedziałam dobre dwadzieścia minut, w których musiałam zrobić mu kolorowe kanapki.Jak sam stwierdził, nie może iść spać z pustym brzuszkiem, bo źle mu to wyjdzie na zdrowie. Gdy tylko zjadł wszystkie naczynia włożył do zmywarki i wrócił na miejsce.Zaczęliśmy rozmawiać o błahych sprawach, które z czasem przeradzały się w dość prywatne tematy. Nawet nie zauważyliśmy kiedy do kuchni wrócił wspominany przez nas Isco. Stanął za mną kładąc swoje dłonie na moich ramionach delikatnie je masując.Dreszcz przeszedł mi przez plecy, podniosłam głowę do góry i spojrzałam na niego. Był dziwnie blady.
- Dochodzi trzecia - powiedział zachrypiale.
- Późno - mruknął Piazon wyjmując z kieszeni komórkę - Serio, już późno.
- Drugie drzwi na lewo.
- A Ty? - odwróciłam się do Alarcón'a
-  Prześpię się na kanapie - patrzył mi w oczy - Przecież nie będę spać z Lucasem, kto wie co mi zrobi - uśmiechnął się blado
- Śpisz, że mną - wstałam - Pogaś za sobą Piazón -  powiedziałam, ciągnąc za sobą Isco. Wchodziliśmy po schodach kiedy poczułam miękkie usta mojego sąsiada na ramieniu. 
- Nie musiałaś się litować nade mną. - powiedział, zamykając drzwi. 
- Nie przebolałabym jutrzejszego widoku jak jesteś połamany. - wpakowałam się pod kołdrę. - Będziesz tak stał? 
- Nie - wyszeptał pod nosem, kładąc się obok. Dłonią odsunął mi opadający na twarz kosmyk brązowych włosów. Uśmiechnęłam się niewinnie, spoglądając na niego. Zbliżyłam się bliżej.Pocałowałam Go w policzek powiedziałam ciche "Dobranoc" i wtuliłam się w Niego. 



Obudził mnie dźwięk dzwoniącego telefonu, przekręciłam się na drugi bok leżałam twarzą w twarz z młodym Hiszpanem. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc jego posklejane od żelu włosy. Kolejny raz moja komórka dała o sobie znać, nachyliłam się nad Isco sięgając dłonią po nią. Widząc na wyświetlaczy numer Alby przeklinałam go w myślach od najgorszych idiotów świata. Dopadłam szybko moje puchate kapcie, wsunęłam je na bose stopy i w żółwim tempie wyszłam na balkon.
- Czy Ty orientujesz się,która jest godzina? - wysyczałam przez zęby opierając się o balustradę.
- Coś po ósmej - odezwał się
- Normalni ludzie o tej porze śpią! - warknęłam
- Widocznie ja nie jestem normalny. - powiedział ze stoickim spokojem
- Jesteś idiotą Jordi - mruknęłam wpatrując się w panoramę przygotowującej się do życia Malagi. - Co tym razem? - spytałam
- Boję się o Ciebie Gin. 
- Że co proszę?
- Gin w tym stanie nie powinnaś się denerwować. - mruknął do słuchawki - Karim mi wszystko powiedział.
- W jakim stanie? - zgubiłam się w tej całej jego paplaninie - Co Karim Ci powiedział? - wkurzyłam się
- Spokojnie, oddychaj. - zasapał do aparatu - Ta cała złość szkodzi dziecku.
- Dziecko? Jakie dziecko Jordi?
- Twoje. - fuknął z radością w głosie - Myślałem,że jestem na równi z Benzemą, ale najwidoczniej jemu pierwszemu powiedziałaś o Twoim błogosławionym stanie! 
- W błogosławionym stanie? Alba, proszę nie załamuj mnie! Kto Wam takie kity pocisnął?
- Wysłałaś wiadomość Karimowi,że w tym stanie przylecisz z obstawą! - powiedział.
- Ludzie, trzymajcie mnie! - krzyknęłam do słuchawki - Nie jestem w żadnej ciąży! Mam stłuczoną kostkę! Jesteście idiotami, bez mózgowymi idiotami Alba! I lepiej,żebyśmy mieli wytłumaczenie, bo jutro rano jestem w Barcelonie! - nie żegnając się rozłączyłam połączenie. Brawo,prawdopodobnie jestem wiatropylna! To ci heca!




 * * * * * * * * * * * * * * * * * *



Trochę krócej niż zwykle, ale postarałam się wczoraj wieczorem i napisałam co nieco.
Obiecuję, następny będzie dłuższy i zapewne ciekawszy. Kiedy kolejny? początek/koniec września.
Tymczasem chciałabym Was zaprosić na mój nowy blog klik  . Mam nadzieję,że również ujmie Was ta historia. Miłego czytania i do następnego, piona!



sobota, 3 sierpnia 2013

Charper 8




Dwa dni w towarzystwie nadopiekuńczego sąsiada to dla mnie za dużo.Jedynie co mnie uszczęśliwia to czas kiedy Alarcón biegnie na trening i zamienia się z swoim bratem,który jest wręcz jego przeciwieństwem. Wtedy to on siedział ze mną i rozmawiał jak porządny człowiek z mózgiem, oczywiście nie obrażając jego matki,która pojawiała się u mnie w domu co najmniej trzy razy dziennie sprawdzając czy wszystko mam.Szlak mnie trafiał kiedy miałam siedzieć w domu i patrzeć w tą pustą skrzynię, w której i tak nic konkretnego nie nadawali. Wzięłam do rąk komórkę,która leżała na wyciągnięciu ręki 11:34.Dwie godziny do przyjazdu Isco i oglądania kolorowych szmatławców,które przyniósł mi przedwczoraj.Koniec!Gin Cassas nie będzie bezczynnie siedzieć, trzeba wziąć dupę w kroki i wyjść tego domu. Przewróciłam się na drugą stronę kanapy i ręką sięgnęłam po kule,które towarzyszyć mi będą przez następny tydzień!Cudem wdrapałam się po schodach do góry i na wejściu przyczłapałam do szafy. Otworzyłam ją i wyjęłam realowy dres,który pożyczyłam od Karima i już nie oddałam. Jordi wściekał się za każdym razem kiedy przyjeżdżaliśmy do jego posiadłości w Barcelonie. Wtedy to dumnie paradowałam z herbem madryckich szui, zaś w Madrycie było na odwrót. Jednak w sercu mam jeden klub. Malaga CF. Co prawda nie dorobiłam się jeszcze klubowego dresu!Ale to tylko kwestia czasu.Po piętnastu minutach siedziałam już w samochodzie, co nie przejdzie uwadze Alarcónowi, jak i całej tej zakochanej bandzie.Co prawda chodzić samodzielnie nie mogę,a nikt nie zabraniał mi przemieszczać się własnym samochodem. Zaparkowałam auto pod obiektem treningowym Malagi i wparowałam na stadion pokazują ochroniarzowi przepustki,które udostępnił mi kochany Lucas.Z końca korytarza dało się zobaczyć biegających piłkarzy i stojącego z skrzyżowanymi rękoma na piersi Bernda Schustera,który myślał nad czymś zawzięcie chodząc tam i z powrotem. Migiem usadowiłam się na krzesełkach, kule położyłam obok siebie, nogi wyprostowałam podziwiając ćwiczących chłopaków. Przyglądałam się każdemu z osobna,każdy prezentował się inaczej od drugiego.Jednak największa uwagę zwróciłam na Isco,który podbijał piłkę. Stał tam skupiony niezważająca na krzyki i dziecinne zabawy swoich kolegów. Niedaleko niego stał Lucas oparty ramieniem o Saviole, błądząc wzrokiem po boisku, zauważył i mnie!
-Gin! - krzyknął uradowany idąc w moją stronę - Cóż sprowadza Cię w te skromne progi?
-Nie mafiozuj mi tu Piazon - warknęłam - To już nie mogę odwiedzić kolegów z klubu? - wstałam opierając się o słup zadaszenia.
-Ale oczywiście możesz - chciał się przytulić,ale migiem odskoczył ode mnie - włóczysz się pod Maladze w dresie Królewskich! O zgrozo, życie Ci nie miłe?
-Tak, w dresie Królewskich, bo jedynie w nim się czuję najlepiej!
-Moje nadzieje legły w gruzach - usiadł - Myślałem,że bliżej Ci do Malagi niż Real.
-Bo jest. - rozpięłam bluzę i odsłoniłam niebiesko-białą koszulkę - Malaga była,jest i będzie jedynym klubem,który kocham. 
-To czemu masz dres Królewskich Gin!? - krzyknął rozgoryczony. Wszyscy zgromadzeni na murawie odwrócili się w naszą stronę. Nawet Isco,który momentalnie zareagował na wykrzyczane przez Lucasa imię i migiem ruszył do nas
-Bo mam prawo nosić co chcę, nawet dres Królewskich! - syknęłam
-A gdybyś miała dres Boquerones? - zapytał
-Nosiłabym go z dumą palancie! 
-Już rozumiem, Real to tylko taka ściema. - westchnął rozkładając się na krzesłach
-Tak, to tylko taka ściema - powtórzyłam za nim - Załatwisz mi dres? - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
-Dla ciebie wszystko! - powiedział dumnie  - Będziesz go mieć nawet dzisiaj - pocałował mnie w policzek i zniknął zostawiając mnie samą.Z daleka widziałam  Francisco,który szedł w moją stronę z ciętą miną. Wiedziałam,że to nie wróży nic ciekawego i też tak było. Usiadł obok mnie i westchnął opierając się łokciami o uda, przetarł kilka razy twarz dłońmi.
-Miałaś siedzieć w domu - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
-Samej mi się nie chciało
-Przecież miał być z Tobą Tulio? - spojrzał na mnie
-No właśnie miał. - powiedziałam ściskając dłonie w piąstki - Isco, nie rozumiesz. Młody ma dziesięć lat nie będzie mnie niańczył,sama potrafię o siebie zadbać.
-Właśnie widzę. Lucas o mały włos zawału nie dostał kiedy zobaczył Cię w tym dresie - ujął w palce kawałek materiału.
-Obiecał,że dostarczy mi nasz klubowy.
-Nasz? -spytał prostując się.
-Tak.Nasz. - odparłam pokazując dumnie koszulkę. 




Tak jak obiecałam Alarcónowi, wróciłam do domu od razu po ich skończonym treningu. Wspomniał również o wieczornym seansie filmowym w moim domu, bądź co bądź mogę spodziewać się całego składu. Przykuśtykałam do kuchni i wyjęłam z lodówki wodę lekko gazowaną i wyjęłam z kieszeni komórkę. Najpierw wybrałam numery przyjaciół, z racji z tego, że skarżyli się,że w ostatnim czasie mało z sobą rozmawiamy pomińmy fakt, że dzwonią do mnie pięćset razy tygodniowo z głupkowatą wymówką. Zdecydowałam się jednak nie dzwonić do niech tylko wysłać obu tą samą wiadomość. 


Benzema :* : 'Witaj kociaku, już za dwa dni będę w Barcelonie. Co prawda przylecę z obstawą, bo w moim aktualnym stanie nikt stąd nie puści mnie samej w tak daleką podróż. Przypominam Ci o naszym zakładzie kocik. Pięć stów za wygraną na CN, w innym bądź razie wisisz mi kasę jeśli w dupicie szczególnie jeśli w składzie będzie Jordi:* Trzymaj się. Buziaczki :* :*' 
Alba :* : 'Zwierzaczku! Pamiętaj, że masz trzymać fason w klasyku. Jeśli wygracie, połowa forsy twoja. Będę w sobotę rano z obstawą, buziaczki :*'
Wysłałam im wiadomości i zadzwoniłam do rodziców,którzy oznajmili mi,że mają dla mnie i Chino niespodziankę. I tak oto w niedzielne popołudnie będę zmuszona wstawić się na rodzinnym obiedzie u rodziców. Większość rozmowy przeprowadziłam z ośmioletni Chino na temat nadchodzącego meczu.Nawet nie zdałam sobie sprawy jak szybko minął czas rozmawiając z nimi. Pożegnałam się z nimi i z pomocą kul przetransportowałam swoje cztery litery do łazienki. Szybko wzięłam prysznic i włożyłam na siebie czarne spodenki i szarą bluzkę  .Osuszyłam nieco włosy, zostawiając je w lekkich falach wróciłam z powrotem do kuchni. Wzięłam pod pachę szklankę i sok i w ślimaczym tempie powędrowałam do salonu. Włączyłam sprzęt i zaczęłam oglądać po raz kolejny Takers. W między czasie,gdy przyjaciel głównego bohatera zginął przyjechali chłopacy. Nie musiałam ich widzieć, by wiedzieć,że zawitali w moje progi. Już pod samego podjazdu było słuchać głośne krzyki, kto będzie pierwszy przy drzwiach. Otworzyłam im i wróciłam z powrotem na kanapę. 
-Obiecałem i mam - Lucas rzucił mi torbę obok nóg. - Dresik i parę gadżetów od chłopaków. - uśmiechnął się słodko - A tak w ogóle to witaj kaleko. - pocałował mnie w policzek. Usiadłam wygodniej, patrząc jak każdy rozsiada się gdzie się tylko da. Nachyliłam się nad 'prezentem' od chłopaków i otwarłam. Koszulki, dres,kubek,czapka,ołówek,szalik i wiele innych rzeczy.
-Dzięki, ale przesadziliście - zamknęłam ją 
-Od razu przesadziliśmy - odezwał się Portilla. - Po prostu baardzo lubimy naszą Gin. 
-A Ty najbardziej gamoniu - tym razem spojrzałam za siebie, o framugę oparty stał Isco z torbą w rękach. - Chwilę nieuwagi i klubowy sklepik opustoszał. 
-Zamknij się, bo nie jesteś lepszy!
-Jęczałeś jak ciota. - ryknął Lucas wymachując śmiesznie rękami. Nic nie przejmujący się Alarcón zniknął za drzwiami z kuchni. Chłopacy widząc domową wypożyczalnię filmów od razu włączyli szóstą część Fast and furious. 
-Uwielbiam to- powiedziałam pod nosem, wyciągając nogi przed siebie tzn. kładąc je na kolanach Piazona,który siedział najbliżej mnie. Siedzieliśmy jedząc przyniesione przez Isco kanapki, co chwilę komentując film. Około dwudziestej trzeciej wszyscy z wyjątkiem sąsiada ulotnili się do domu. A on twierdząc,że posprząta został. 



Siedziałam oparta o stos poduszek w ciepłym łóżeczku przeglądając kolejną kolorową gazetkę,którą przyniósł mi Francisco. Co chwilę spoglądając na błyskawice rozchodzące się po ciemnym niebie.Usłyszałam hałas z dobiegający z kuchni, zerwałam się z łóżka biorąc do rąk jedną z kul i oprawioną w twardą okładkę książkę. Uchyliłam drzwi i zeszłam najciszej jak potrafiłam na dół.Zobaczyłam,że w kuchni świeci się światło niezbyt dużych halogenów. Ścisnęłam książkę w dłoni i wkroczyłam do kuchni z krzykiem.
- Ty cholerna gnido! - rzuciłam książką nawet nie patrząc gdzie leci. Dopiero chwilę później zorientowałam się, że mniemanym włamywaczem jest Francisco,który zasnął wczorajszego wieczoru na mojej kanapie.
-Gnido? -spytał, w podskokach dotarłam do blatu, wyjmując z szafki szklankę i herbatę. - Ja to zrobię - stanął za mną dotykając ręką moją dłoń. Spojrzałam na niego był blady. Bądź co bądź przeraziłam się, ustępując mu. Z lekką pomocą kuchennego taboretu skoczyłam na blat półwyspu. Co chwilę spoglądał w moją stronę - Chyba nie myślałaś..
-Że,jesteś włamywaczem?No co? nie dziwi Cię to, że w środku nocy ktoś chodzi po czyimś domu i trzaska czym tylko się da - podał mi szklankę z naparem
-Ale,żeby książką rzucać? - podniósł z podłogi książkę i przyjrzał się okładce - I to Potter'em?
-To była pierwsza rzecz,która dostała się do moich rąk - Przysłoniłam sobie twarz, ogromną szklanką z malinową herbatą, uśmiechając się niewinnie - Po za tym ostatnio wspominałeś,że go nie lubisz więc różnicy nie robi czy dostaniesz Potterem w roli głównej czy też inną. - chlipnęłam.
-Gin - odłożył swój kubek na bok. - Pewnie zaprosił Cię już Lucas..
-Na co ma mnie zaprosić?-przymrużyłam oczy -Chyba na świniobicie do Recio. - prychnęłam pod nosem z rozbawienia.
-To wszystko ułatwia sprawę.
-Jaką sprawę?
-Wystarczy, że się zgodzisz pójść ze mną na przyjęcie z klubu? - zapytał z nutka nadziei w głosie. Przez chwilę patrzyłam na niego jak na głupka, fakt dość dużo czasu spędzamy ze sobą to czemu bym nie miała się zgodzić. Przecież uwielbiam towarzystwo chłopaków. - Jest dopiero za miesiąc,więc nie musisz się martwić o kostkę. 
- Oj chyba.. - przybliżyłam się do niego - Tobie odmówić nie mogę - uśmiechnęłam się, delikatnie przejeżdżając dłonią po Jego policzku,rękę położył mi na udzie, przyglądając się mi. -Ale to nie zmienia faktu,że dalej nie jestem zła na Ciebie! - warknęłam.
- Cicho bądź! - ujął moją twarz w dłonie i pocałował mnie. Serce zaczęło mi bić jak szalone, momentalnie oddech przyspieszył, a mój świat zaczął się kręcić. Isco wstał przysuwając mnie bliżej siebie, nie przestając całować. Ręce Alarcóna zjechały niżej na plecy. Rozsunęłam nogi, a on stanął pomiędzy nimi. Nasze języki połączyły się w tańcu. Jego lewa dłoń gładziła moje prawe udo, a prawa znajdowała się na plecach. Moje zaś były na jego torsie. Magiczna chwila prysnęła wraz z dzwonkiem do drzwi, westchnęłam cicho i oparłam głowę jego bark. Po chwili podniosłam wzrok na Niego, uśmiechając się blado. Poszedł otworzyć drzwi.



od autorki: Japikole! Nawet nie macie pojęcia jak ten rozdział jest do bani! Siedziałam nad nim teraz i kończyłam! -> następny? Nie wiem, jak uda mi się to będzie jeszcze w ty miesiącu. Tymczasem zapraszam na mojego drugiego bloga memories-of-the-only - co prawda pojawił się tam dzisiaj epilog,ale to dopiero początek przygody! Tak, więc do zobaczenia. :)