Dwa dni w towarzystwie nadopiekuńczego sąsiada to dla mnie za dużo.Jedynie co mnie uszczęśliwia to czas kiedy Alarcón biegnie na trening i zamienia się z swoim bratem,który jest wręcz jego przeciwieństwem. Wtedy to on siedział ze mną i rozmawiał jak porządny człowiek z mózgiem, oczywiście nie obrażając jego matki,która pojawiała się u mnie w domu co najmniej trzy razy dziennie sprawdzając czy wszystko mam.Szlak mnie trafiał kiedy miałam siedzieć w domu i patrzeć w tą pustą skrzynię, w której i tak nic konkretnego nie nadawali. Wzięłam do rąk komórkę,która leżała na wyciągnięciu ręki 11:34.Dwie godziny do przyjazdu Isco i oglądania kolorowych szmatławców,które przyniósł mi przedwczoraj.Koniec!Gin Cassas nie będzie bezczynnie siedzieć, trzeba wziąć dupę w kroki i wyjść tego domu. Przewróciłam się na drugą stronę kanapy i ręką sięgnęłam po kule,które towarzyszyć mi będą przez następny tydzień!Cudem wdrapałam się po schodach do góry i na wejściu przyczłapałam do szafy. Otworzyłam ją i wyjęłam realowy dres,który pożyczyłam od Karima i już nie oddałam. Jordi wściekał się za każdym razem kiedy przyjeżdżaliśmy do jego posiadłości w Barcelonie. Wtedy to dumnie paradowałam z herbem madryckich szui, zaś w Madrycie było na odwrót. Jednak w sercu mam jeden klub. Malaga CF. Co prawda nie dorobiłam się jeszcze klubowego dresu!Ale to tylko kwestia czasu.Po piętnastu minutach siedziałam już w samochodzie, co nie przejdzie uwadze Alarcónowi, jak i całej tej zakochanej bandzie.Co prawda chodzić samodzielnie nie mogę,a nikt nie zabraniał mi przemieszczać się własnym samochodem. Zaparkowałam auto pod obiektem treningowym Malagi i wparowałam na stadion pokazują ochroniarzowi przepustki,które udostępnił mi kochany Lucas.Z końca korytarza dało się zobaczyć biegających piłkarzy i stojącego z skrzyżowanymi rękoma na piersi Bernda Schustera,który myślał nad czymś zawzięcie chodząc tam i z powrotem. Migiem usadowiłam się na krzesełkach, kule położyłam obok siebie, nogi wyprostowałam podziwiając ćwiczących chłopaków. Przyglądałam się każdemu z osobna,każdy prezentował się inaczej od drugiego.Jednak największa uwagę zwróciłam na Isco,który podbijał piłkę. Stał tam skupiony niezważająca na krzyki i dziecinne zabawy swoich kolegów. Niedaleko niego stał Lucas oparty ramieniem o Saviole, błądząc wzrokiem po boisku, zauważył i mnie!
-Gin! - krzyknął uradowany idąc w moją stronę - Cóż sprowadza Cię w te skromne progi?
-Nie mafiozuj mi tu Piazon - warknęłam - To już nie mogę odwiedzić kolegów z klubu? - wstałam opierając się o słup zadaszenia.
-Ale oczywiście możesz - chciał się przytulić,ale migiem odskoczył ode mnie - włóczysz się pod Maladze w dresie Królewskich! O zgrozo, życie Ci nie miłe?
-Tak, w dresie Królewskich, bo jedynie w nim się czuję najlepiej!
-Moje nadzieje legły w gruzach - usiadł - Myślałem,że bliżej Ci do Malagi niż Real.
-Bo jest. - rozpięłam bluzę i odsłoniłam niebiesko-białą koszulkę - Malaga była,jest i będzie jedynym klubem,który kocham.
-To czemu masz dres Królewskich Gin!? - krzyknął rozgoryczony. Wszyscy zgromadzeni na murawie odwrócili się w naszą stronę. Nawet Isco,który momentalnie zareagował na wykrzyczane przez Lucasa imię i migiem ruszył do nas
-Bo mam prawo nosić co chcę, nawet dres Królewskich! - syknęłam
-A gdybyś miała dres Boquerones? - zapytał
-Nosiłabym go z dumą palancie!
-Już rozumiem, Real to tylko taka ściema. - westchnął rozkładając się na krzesłach
-Tak, to tylko taka ściema - powtórzyłam za nim - Załatwisz mi dres? - spojrzałam na niego błagalnym wzrokiem.
-Dla ciebie wszystko! - powiedział dumnie - Będziesz go mieć nawet dzisiaj - pocałował mnie w policzek i zniknął zostawiając mnie samą.Z daleka widziałam Francisco,który szedł w moją stronę z ciętą miną. Wiedziałam,że to nie wróży nic ciekawego i też tak było. Usiadł obok mnie i westchnął opierając się łokciami o uda, przetarł kilka razy twarz dłońmi.
-Miałaś siedzieć w domu - wysyczał przez zaciśnięte zęby.
-Samej mi się nie chciało
-Przecież miał być z Tobą Tulio? - spojrzał na mnie
-No właśnie miał. - powiedziałam ściskając dłonie w piąstki - Isco, nie rozumiesz. Młody ma dziesięć lat nie będzie mnie niańczył,sama potrafię o siebie zadbać.
-Właśnie widzę. Lucas o mały włos zawału nie dostał kiedy zobaczył Cię w tym dresie - ujął w palce kawałek materiału.
-Obiecał,że dostarczy mi nasz klubowy.
-Nasz? -spytał prostując się.
-Tak.Nasz. - odparłam pokazując dumnie koszulkę.
Tak jak obiecałam Alarcónowi, wróciłam do domu od razu po ich skończonym treningu. Wspomniał również o wieczornym seansie filmowym w moim domu, bądź co bądź mogę spodziewać się całego składu. Przykuśtykałam do kuchni i wyjęłam z lodówki wodę lekko gazowaną i wyjęłam z kieszeni komórkę. Najpierw wybrałam numery przyjaciół, z racji z tego, że skarżyli się,że w ostatnim czasie mało z sobą rozmawiamy pomińmy fakt, że dzwonią do mnie pięćset razy tygodniowo z głupkowatą wymówką. Zdecydowałam się jednak nie dzwonić do niech tylko wysłać obu tą samą wiadomość.
Benzema :* : 'Witaj kociaku, już za dwa dni będę w Barcelonie. Co prawda przylecę z obstawą, bo w moim aktualnym stanie nikt stąd nie puści mnie samej w tak daleką podróż. Przypominam Ci o naszym zakładzie kocik. Pięć stów za wygraną na CN, w innym bądź razie wisisz mi kasę jeśli w dupicie szczególnie jeśli w składzie będzie Jordi:* Trzymaj się. Buziaczki :* :*'
Alba :* : 'Zwierzaczku! Pamiętaj, że masz trzymać fason w klasyku. Jeśli wygracie, połowa forsy twoja. Będę w sobotę rano z obstawą, buziaczki :*'
Wysłałam im wiadomości i zadzwoniłam do rodziców,którzy oznajmili mi,że mają dla mnie i Chino niespodziankę. I tak oto w niedzielne popołudnie będę zmuszona wstawić się na rodzinnym obiedzie u rodziców. Większość rozmowy przeprowadziłam z ośmioletni Chino na temat nadchodzącego meczu.Nawet nie zdałam sobie sprawy jak szybko minął czas rozmawiając z nimi. Pożegnałam się z nimi i z pomocą kul przetransportowałam swoje cztery litery do łazienki. Szybko wzięłam prysznic i włożyłam na siebie czarne spodenki i szarą bluzkę .Osuszyłam nieco włosy, zostawiając je w lekkich falach wróciłam z powrotem do kuchni. Wzięłam pod pachę szklankę i sok i w ślimaczym tempie powędrowałam do salonu. Włączyłam sprzęt i zaczęłam oglądać po raz kolejny Takers. W między czasie,gdy przyjaciel głównego bohatera zginął przyjechali chłopacy. Nie musiałam ich widzieć, by wiedzieć,że zawitali w moje progi. Już pod samego podjazdu było słuchać głośne krzyki, kto będzie pierwszy przy drzwiach. Otworzyłam im i wróciłam z powrotem na kanapę.
-Obiecałem i mam - Lucas rzucił mi torbę obok nóg. - Dresik i parę gadżetów od chłopaków. - uśmiechnął się słodko - A tak w ogóle to witaj kaleko. - pocałował mnie w policzek. Usiadłam wygodniej, patrząc jak każdy rozsiada się gdzie się tylko da. Nachyliłam się nad 'prezentem' od chłopaków i otwarłam. Koszulki, dres,kubek,czapka,ołówek,szalik i wiele innych rzeczy.
-Dzięki, ale przesadziliście - zamknęłam ją
-Od razu przesadziliśmy - odezwał się Portilla. - Po prostu baardzo lubimy naszą Gin.
-A Ty najbardziej gamoniu - tym razem spojrzałam za siebie, o framugę oparty stał Isco z torbą w rękach. - Chwilę nieuwagi i klubowy sklepik opustoszał.
-Zamknij się, bo nie jesteś lepszy!
-Jęczałeś jak ciota. - ryknął Lucas wymachując śmiesznie rękami. Nic nie przejmujący się Alarcón zniknął za drzwiami z kuchni. Chłopacy widząc domową wypożyczalnię filmów od razu włączyli szóstą część Fast and furious.
-Uwielbiam to- powiedziałam pod nosem, wyciągając nogi przed siebie tzn. kładąc je na kolanach Piazona,który siedział najbliżej mnie. Siedzieliśmy jedząc przyniesione przez Isco kanapki, co chwilę komentując film. Około dwudziestej trzeciej wszyscy z wyjątkiem sąsiada ulotnili się do domu. A on twierdząc,że posprząta został.
Siedziałam oparta o stos poduszek w ciepłym łóżeczku przeglądając kolejną kolorową gazetkę,którą przyniósł mi Francisco. Co chwilę spoglądając na błyskawice rozchodzące się po ciemnym niebie.Usłyszałam hałas z dobiegający z kuchni, zerwałam się z łóżka biorąc do rąk jedną z kul i oprawioną w twardą okładkę książkę. Uchyliłam drzwi i zeszłam najciszej jak potrafiłam na dół.Zobaczyłam,że w kuchni świeci się światło niezbyt dużych halogenów. Ścisnęłam książkę w dłoni i wkroczyłam do kuchni z krzykiem.
- Ty cholerna gnido! - rzuciłam książką nawet nie patrząc gdzie leci. Dopiero chwilę później zorientowałam się, że mniemanym włamywaczem jest Francisco,który zasnął wczorajszego wieczoru na mojej kanapie.
-Gnido? -spytał, w podskokach dotarłam do blatu, wyjmując z szafki szklankę i herbatę. - Ja to zrobię - stanął za mną dotykając ręką moją dłoń. Spojrzałam na niego był blady. Bądź co bądź przeraziłam się, ustępując mu. Z lekką pomocą kuchennego taboretu skoczyłam na blat półwyspu. Co chwilę spoglądał w moją stronę - Chyba nie myślałaś..
-Że,jesteś włamywaczem?No co? nie dziwi Cię to, że w środku nocy ktoś chodzi po czyimś domu i trzaska czym tylko się da - podał mi szklankę z naparem
-Ale,żeby książką rzucać? - podniósł z podłogi książkę i przyjrzał się okładce - I to Potter'em?
-To była pierwsza rzecz,która dostała się do moich rąk - Przysłoniłam sobie twarz, ogromną szklanką z malinową herbatą, uśmiechając się niewinnie - Po za tym ostatnio wspominałeś,że go nie lubisz więc różnicy nie robi czy dostaniesz Potterem w roli głównej czy też inną. - chlipnęłam.
-Gin - odłożył swój kubek na bok. - Pewnie zaprosił Cię już Lucas..
-Na co ma mnie zaprosić?-przymrużyłam oczy -Chyba na świniobicie do Recio. - prychnęłam pod nosem z rozbawienia.
-To wszystko ułatwia sprawę.
-Jaką sprawę?
-Wystarczy, że się zgodzisz pójść ze mną na przyjęcie z klubu? - zapytał z nutka nadziei w głosie. Przez chwilę patrzyłam na niego jak na głupka, fakt dość dużo czasu spędzamy ze sobą to czemu bym nie miała się zgodzić. Przecież uwielbiam towarzystwo chłopaków. - Jest dopiero za miesiąc,więc nie musisz się martwić o kostkę.
- Oj chyba.. - przybliżyłam się do niego - Tobie odmówić nie mogę - uśmiechnęłam się, delikatnie przejeżdżając dłonią po Jego policzku,rękę położył mi na udzie, przyglądając się mi. -Ale to nie zmienia faktu,że dalej nie jestem zła na Ciebie! - warknęłam.
- Cicho bądź! - ujął moją twarz w dłonie i pocałował mnie. Serce zaczęło mi bić jak szalone, momentalnie oddech przyspieszył, a mój świat zaczął się kręcić. Isco wstał przysuwając mnie bliżej siebie, nie przestając całować. Ręce Alarcóna zjechały niżej na plecy. Rozsunęłam nogi, a on stanął pomiędzy nimi. Nasze języki połączyły się w tańcu. Jego lewa dłoń gładziła moje prawe udo, a prawa znajdowała się na plecach. Moje zaś były na jego torsie. Magiczna chwila prysnęła wraz z dzwonkiem do drzwi, westchnęłam cicho i oparłam głowę jego bark. Po chwili podniosłam wzrok na Niego, uśmiechając się blado. Poszedł otworzyć drzwi.
od autorki: Japikole! Nawet nie macie pojęcia jak ten rozdział jest do bani! Siedziałam nad nim teraz i kończyłam! -> następny? Nie wiem, jak uda mi się to będzie jeszcze w ty miesiącu. Tymczasem zapraszam na mojego drugiego bloga memories-of-the-only - co prawda pojawił się tam dzisiaj epilog,ale to dopiero początek przygody! Tak, więc do zobaczenia. :)
KOŃCÓWKA JEST WSPANIAŁA HAHA :D
OdpowiedzUsuńDobra, czas się ogarnąć!
Fajnie, że chłopaki tak o nią dbają! To jest bardzo słodkie :D Już nie mogę się doczekać tego przyjęcia :D
Czekam na nowość!
Kurcze, że też musieli im przeszkodzić :/ Mam nadzieję, że ten pocałunek sprawi, że za niedługo Isco i Gin będą razem :)
OdpowiedzUsuńDo bani?! Świetne! Czekam na kolejną część :)
OdpowiedzUsuńBoskie boskie boskie, a mam pytanie bo wiem kto gra rolę główną męską, a jak byś mogła zdradzić kto żeńską to byłoby ekstra <3
OdpowiedzUsuńGin Casas.
Usuńzapraszam na 12 rozdział na http://las-maravillas-del-futuro.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńzapraszam na http://hiszpanskie-pocalunki.blogspot.com/ oraz na http://beso-suerte.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńzapraszam na nowy rozdział na http://beso-suerte.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuń