środa, 17 lipca 2013

Chapter 7

Resztę dnia spędziłam z chłopakami oglądając powtórki hiszpańskiej ligi. Siedzieliśmy obładowani puszkami po coli i opakowaniami po czekoladowych lodach opowiadając sobie głupie historyjki. Około godziny 21 ku mojemu zdziwieniu oboje postanowili wrócić do siebie i wyleczyć się na jutrzejszy trening.Pożegnałam się z nimi i nawet nie wchodząc do salonu udałam sie do łazienki. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Gorąca woda ociekała po moim drobnym ciele, zabierając ze sobą wszystkie wątpliwości.Wyskoczyłam spod niego, owinąwszy się puchatym białym ręcznikiem poszłam do pokoju. Ubrałam się w luźne spodenki i szeroką bluzkę,zaparzyłam sobie herbatę i spokojnie usiadłam na łóżku.Wzięłam na kolana laptopa, po czym zaczęłam odwiedzać wszystkie swoje ulubione strony. Siedziałam tak do czasu, gdy u dołu ekranu pojawiłam się ikona z wiadomością od Karima. Kliknęłam na nią.
Benzema Karim: wytłumacz się dlaczego się nie odzywałaś!?
Ginevra Casas: kocie o to samo mogę się Ciebie zapytać!
Benzema Karim: miałem treningi, po za tym Mou mnie wykańcza.
Ginevra Casas: musiałam pozałatwiać kilka spraw
Benzema Karim: dobra tłumacz sobie jak tam chcesz, ale następnym razem tak miło już nie będzie.
Ginevra Casas: grozisz mi?
Benzema Karim: ja? nigdy.
Ginevra Casas: masz szczęście kociaku.:*
Benzema Karim: pamiętasz w ten weekend jest clasico?
Ginevra Casas: na śmierć zapomniałam!:/
Benzema Karim: ale ja pamiętałem i załatwiłem ci trzy wejściówki.
Ginevra Casas: kochany jesteś.:* mogę zabrać kogo chcę?
Benzema Karim: jak wolisz, możesz sama przylecieć. Nie pogniewam się. :*
Ginevra Casas: Karimku błagam, widzimy się w sobotę na CN. Mam nadzieję,że pokażesz Jordiemu na co Cię stać.
Benzema Karim: kiedy pierwszy wykład?
Ginevra Cassas: za dwa tygodnie, do zobaczenia. :* 
Odpisałam i zamknęłam laptopa.Odłożyłam go na bok. Przykryłam się kołdrą, ziewnęłam zamykając oczy. Chwilę po tym dostałam esemesa od Lucasa.Chwyciłam komórkę do rąk odczytując treść.
Lucas Piazon: 'jutro,kolacja i my? :*'
Ginevra Casas: 'jutro,kolacja i tylko ja.:*"
Lucas Piazon: 'ranisz mnie małpo:*"
Ginevra Casas: 'ktoś musi.:*'
Wyłączyłam ją i z uśmiechem na ustach zasnęłam.



Jak nigdy wstałam wcześniej niż się spodziewałam. Zwlokłam się z łóżka z ochotą przebiegnięcia najbliższych pięciu kilometrów, wyjęłam z szafy czarne spodnie, niebieski top i naciągnęłam na siebie. Z komody zabrałam zegarek,który pasował mi pod kolor topu i ruszyłam na dół zakładając go na przegrub dłoni. Z kieszeni spodni wyjęłam odtwarzacz muzyki i słuchawki, upewniając się czy wszystko jest zamknięte wyszłam z domu. Udałam się w stronę najbliższego parku, który był tuż za rogiem ulicy.Pierwsze kilometr minęły szybko z czasem zwalniałam i po chwili znów przyspieszałam by wyrównać tętno. Widziałam jak miejscowy pijak zaczyna wymachiwać rękoma w moją stronę i rzucać obelgami na tutejszych biegaczy. Chwilę nieuwagi kosztowało mnie zderzenie się z kimś i ostry ból w kostce. Przeklęłam siebie w duchu wyjmując słuchawki z uszu.
-Nic ci nie jest Casas? - spytał dobrze mi znany głos
-Nie Alarcón - podniosłam się,aby po chwili znów usiąść na ziemi z bólem wymalowanym na twarzy.
-A jednak jest - funął Isco kucając przy mnie. Delikatnie zdjął buta i z grymasem na twarzy spoglądał na moją już spuchniętą kostkę. Po chwili przeniósł wzrok na mnie - Bez lekarza się nie obejdzie. - powiedział biorąc mnie na ręce.
-Alarcón, w tej chwili masz mnie postawić na ziemię - wysyczałam przez zęby zaciskając na jego ramionach paznokcie
-Nie - spojrzał na mnie - zresztą to w połowie moja wina,więc moim obowiązkiem zaopiekowaniem się tobą w potrzebie.
-A jaka to niby potrzeba?
-Ewidentnie skręciłaś kostkę Casas - powiedział patrząc na mnie -Potrzebą jest odtransportowanie cię na izbę przyjęć
-Nie.Jadę.Na.Żadną.Izbę.Przyjęć - syknęłam zła próbując się wyrwać
-Teraz akurat masz mało do gadania - prychnął, otwierając samochód.



Na izbie przyjęć spędziliśmy kolejne dwie godzinę, w których oczekiwaliśmy doktora. Przeklinałam siebie i jego za swoje nieudolstwo.W końcu obydwoje mogliśmy patrzeć gdzie biegniemy, gdyby nie ten miejscowy pijak nie byłabym tutaj. Podparłam się rękoma o obramowanie krzesełka i wstałam. Zrobiłam kilka kroków i złapałam się poręczy umocowanej przy ścianie. 
-A ty gdzie? - zapytał Alarcón
-Chyba widzisz, wychodzę - odpowiedziałam powstrzymując się,aby nie wybuchnąć ze złości - nie mam zamiaru tutaj siedzieć! - nastąpiłam na bolącą nogę i po chwili pożałowałam tego. Zgięłam się w pół z bólu, kostka coraz bardziej mnie bolała a ten pieprzony lekarz nawet się nie pojawił. Poczułam czyjeś dłonie,które oplotły mnie wokół talii ,pomógł mi wstać i dojść do sali. -Przysięgam,jeśli nie przyjdzie do piętnastu minut osobiście pójdę na skargę! Choćby i teraz! - warknęłam zaciskając zęby, odruchowo złapałam Isco za dłoń i ścisnęłam mocno. Z korytarza obok dochodziła głośna rozmowa pomiędzy dwoma mężczyznami. Pchnęli drzwi i znaleźli się w izbie przyjęć. Kobieta,która mnie rejestrowała podbiegła do faceta z grubym brzuchem i wąsem podała mu kartotekę i długopis, chwilę po tym oddał jej i rozejrzał się po sali. Siedziałam na łóżku na którym posadził mnie Isco nogę miałam na łóżku i wielki niezadowolony grymas na twarzy. Lekarz spojrzał na mnie spod okrągłych okular i zaczął coś mówić pod nosem podchodząc i ubierając rękawiczki ochronne. Dotknął mojej stopy przyglądając się jej powiedział.
-Siostra Luz za momencik założy opatrunek - z dłoni zdjął rękawiczki i wrzucił je do kosza, po czym usiadł przy biurku i zaczął wypełniać kartę.
-Gips? - spojrzałam spode łba na lekarza
-Żartuje pani? - odwrócił się na krześle - Kostka jest spuchnięta, ewidentnie musiała pani mocno uderzyć się i jest bardzo stłuczona - długopisem wskazał na moja stopę - Przez kilka dni będą potrzebne kule, tylko tyle.
-Więc mogę lecieć do Barcelony.
-Oczywiście, tylko proszę uważać na stopę - powiedział.


ode autorki: Rozdział do dupy -.- tak więc Witam Was po raz pierwszy w czasie wakacji, mam nadzieję,że spędzacie je również miło jak ja. Otóż oddaję Wam rozdział i czekam krytykę. Piona. -> następny już 19,bądź 26 lipca.