sobota, 27 kwietnia 2013

Chapter 1.

Stałam samotnie na lotnisku i przypatrywałam się ludziom. Z daleko barwny tłum wyglądał sympatycznie, z bliska tych kilka tysięcy osób sprawiało wrażenie zmęczonych życiem.Poprawiłam na nosie spadające okulary.Malaga.Cokolwiek miało by się tutaj wydarzyć ma wpływ na moją przyszłość. Czuję,że tutaj odnajdę samą siebie.To miasto miało coś w sobie, co przyciągało turystów właśnie w ten zakątek Hiszpanii. Chwyciłam malutką rączkę walizki i zaczęłam iść w stronę wyjścia na świeże powietrze.Gdy wyszłam złapałam taksówkę, kierowca włożył walizki do bagażnika, w tym czasie usadowiłam się na tylnym siedzeniu samochodu. Podałam mu adres pod który ma mnie odtransportować. Wpatrywałam się w krajobraz za oknem, każde miejsce fascynowało mnie na swój sposób. Jedno inne od drugiego. Po kilku minutach zatrzymał się przed niewielkim domku na osiedlu.Wyszłam z samochodu wpatrując się w posiadłość,którą zostawili po sobie dziadkowie.Oboje wraz z moją matką mieszkali tutaj przez niespełna dwanaście lat,później wyemigrowali do Francji. Tam Barbara poznała tatę i oto jestem półkrwi hiszpanką, półkrwi francuską.Wyjęłam z kieszeni kilka euro,podałam kierowcy podziękowałam i kazałam odjechać. Stałam na środku chodnika z torbą na ramieniu i wielką walizką przy nodze.W kieszeni białych szortów wściekle za wibrował telefon.
ALBA: "i jak?"
GIN:"normalnie."
ALBA:"czyli jak?"
GIN:"domek na całkiem spoko osiedlu"
ALBA:"tylko tyle?"
GIN:"przypominam Ci,że jestem tutaj dopiero od paru minut i nie zdążyłam wejść do środka"
ALBA:"to gdzie jesteś?"
GIN:"na chodniku, przed domem."
ALBA:"wejdziesz do środka czy będziesz nocować na dworze? wiesz, sąsiedzi mogliby Cię wziąć za jakąś wariatkę,ale rób co uważasz Ginevra"
GIN:"oberwiesz kiedyś za Ginevrę!odezwę się później."
Wyciągnęłam pęk kluczy,które dała mi mama i otwarłam niewielki dom.Wniosłam bagaże do środka, zostawiając je w przejściu poszłam rozejrzeć się po lokum, w którym miałam mieszkać przez najbliższe lata.Uchyliłam kremowe drzwi. Weszłam do kuchni biały sufit zlewał się z beżowymi ścianami, na których wisiały drewniane szafki.Lodówka była tego samego koloru co meble kuchenne. Przejechałam dłonią po półwyspie czując na opuszkach kurz uśmiechnęłam się pod nosem. Spojrzałam na ścienny zegarek, wskazywał kilka minut po 20. Zdjęłam z ramion marynarkę i opadłam na krzesło wzdychając. Ponownie tego wieczora za wibrował telefon.
-mm? - odebrałam
-podoba się? 
-karimku serio?
-półżartem - sapnął -dzwonię,żeby się dowiedzieć czy śpisz na chodniku czy weszłaś do środka.
-siedzę na walizkach przed domem
-a tak na prawdę? 
-siedzę w kuchni - mruknęłam do słuchawki
-kociaku co jest?
-nie dam rady - zdjęłam buty, kładąc stopy na krześle
-z nami dałaś, więc czemu sama nie dasz? - powiedział
-bo z wami było inaczej.
-ty decydowałaś. - westchnął - kończę,bo Alba wykończy Neste.
-Alba w Madrycie?
-zaskoczona co? przyleciał dzisiaj rano. Podobno ma jakieś sprawy do załatwienia.
-zadzwonię jutro.
-pa kociaku - rozłączył się.

od autorki: zostawiam jedynkę i piszę dalej. Myślę,że się spodoba. Do następnego. Piona. 

2 komentarze:

  1. Zapraszam na długo wyczekiwany rozdział na http://las-maravillas-del-futuro.blogspot.com :))

    OdpowiedzUsuń
  2. czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń